Dosyc zrozumiale (choc nie popieram) jest uzywanie nazw w prawie oryginalnym brzmieniu (jako ze ciezko znalezc polski odpowiednik lub nie wiadomo czy wspol-rozmawiajacy bedzie wiedzial o co chodzi) – wiec tez mowie ze place Council Tax i dzwonie do Innland Revenue, jade GNERem tudziez kupuje Greenridera w Firscie 🙂 … itd itd
(choc slyszalam takze zamiast Greenrider’a Zielony Jezdziec) i stosuje polska deklinacje rzecz jasna.
Nie aprobuje (choc sama tez uzywam 😳 ) brania offow i sickow 🙂
I tego typu stworow.
Przykladow jest mnostwo tak naprawde.
A najbardziej rozbawilo mnie ostatnio lekko przerazajace stwierdzenie mojego meza: "widze twoj punkt" 😯