ciesz sie ciesz, ze ominela CIe ta atrakcja… jedyne co bylo fajne w Manchesterze to sam Manchester nocą (gdzie moj aparat… – zostal, bo chcialam poskakac na koncercie i poszalec.)
Szalec nie bylo przy czym. Frontman grupy nie przybyl z powodu choroby, a dwaj pozostali kolesie jak sami pwoiedzieli nie sa w stanie tego spiewac… Jedyny Jamalowy byl w zwolnionym tempie refren Policemana, reszte czasu wypelniły jakies krzyki do mikrofonu w strasznej jakosci zreszta i kawalki z plyt. Dzieciaki sie bawily, bo co mialy zrobic, jak juz sie poustrajały w te dziurawe ubranka i wybulily 8 funtow na bilet (cena zostala obnizona) 🙂
Pojawilo sie standardowe polskie towarzystwa dresowe, stojace murem pod murem, zaopatrzone w zlotawa bizuterie i kamerki cyfrowe na wyciagnietych wytatulowanych rekach (3ba byc kretynem, zeby sobie wytatulowac napis Polska, nie sadzicie?)…