Strona główna › Działy › Hyde Park › Powspominajcie..
jakie byly wasze pierwsze kroki na wyspach? czy bylo trudno, czy moze latwo i zabawnie? 😆
jakie byly wasze pierwsze kroki na wyspach? czy bylo trudno, czy moze latwo i zabawnie? 😆
Było bardzo szczęśliwie, bo moja pierwsza praca i przybycie były zakontraktowane jeszcze w Polsce, w dodatku na koszt firmy (przelot i zakwaterowanie), a to dzięki wygranemu "castingowi". Byłem jednym z pięciu wybranych do pracy czyli jednym z pięciu szczęśliwców, którzy nie musieli o nic się martwić, bo nie dość, że praca była 50 metrów od domu, to jeszcze płacić musieliśmy tylko za …jedzenie. Cała reszta z rachunkami, transferem z lotniska i przelotem powrotnym opłacona była przez firmę.
Jednakże to był dopiero wstęp do prawdziwej, samodzielnej kariery w tym kraju…
Ale najważniejsze, że ominęły mnie największe problemy typowe dla nowych…Przyjechałem na tyle dobrze przygotowany, że nie było żadnych, typowych pytań jak zrobić i załatwić to czy tamto. No i nie byłem nigdy Januszem. To też jednak coś.
Każdemu życzę podobnie; szczęścia i rozsądku. Zwłaszcza , że jedno nie wyklucza drugiego…
Ja tez wspominam to z usmiechem, moze dlatego, ze grunt wczesniej przygotowl maz, wiec obylo sie bez problemow. On sam tez nie narzeka, kontrakt podpisal przed wylotem w Polsce, wiec wszystko bylo wiadome. Moim zdaniem wszyscy, ktorzy tu przyjechali nieprzygotowani do zycia i pracy (brak zaplecza finansowego, zalatwionej pracy i lokum, przede wszystkim bez jezyka ) moga narzekac. Ale czy nie sa sami temu winni………..
Ja tez wspominam to z usmiechem, moze dlatego, ze grunt wczesniej przygotowl maz, wiec obylo sie bez problemow. On sam tez nie narzeka, kontrakt podpisal przed wylotem w Polsce, wiec wszystko bylo wiadome. Moim zdaniem wszyscy, ktorzy tu przyjechali nieprzygotowani do zycia i pracy (brak zaplecza finansowego, zalatwionej pracy i lokum, przede wszystkim bez jezyka ) moga narzekac. Ale czy nie sa sami temu winni………..
a tu sie z Toba nie zgodze….
Mi moze teraz sie wszytko uklada jakby to soebie wymarzyla,ale poczatki wcale nie byly latwe…
Przyjechalam na pewny grunt( do mojego chlopaka, ktory byl tutaj juz dluzsza chwile)wiedzy na temat anglii zycia tutaj tez nie mialam malej, wiedzialam przynajmiej na poczatku jak sie odnalezc z dokumentami praca gdzie szukac dzwonic zalatwiac i co zalatwiac,zaplecze finansowe tez mialam niezle jak na poczatek…zarowno jak i poziom jezyka angielskiego …a jednak tak mna los pokierowal ze w pewnym momencie nie bylo latwo, i musialam zmagac sie z otaczajaca mnie rzeczywistoscia problemami i falszywymi ludzmi…teraz ptrze wstecz z pewnym sentymentem i duma ze poradzilam soebie przeszlam przez TO…
a zreszta do tej pory zapewne nie tylko ja ale i wielu z nas doswiadcza ciezkich, latwych albo nawet i zabawnych doswiadczen tu w uk.
nawet znam wiele przypadkow gdzie na poczatku poszlo bardzo gladko i wygodnie a schody zaczyly sie dopiero po pewnym czasie…wiec nie ma na to zadnej rady….
Pozdroweczka dla wszytkich
😀 😀 😀 😀 😀
uuuuu>>>ja pamietam jeszcze czasy przed unijne.Wtedy nie bylo tak latwo, duzo pytan na granicy:ile masz kasy, a po co jedziesz, do kogo, na jak dlugo itp.Zeby zostac w UK musialem sie postarac o wize na pobyt.A ze lubialem sie uczyc , to dostalem studencka.Mozna bylo tylko pracowac 20 godzin tygodniowo na taka wize.I musialem po nia stac w kolejce do Home Office w Croydon od 4.30 am do 8am, a potem jeszcze byla rozmowa z oficerem.Za pierwszym razem mi sie nie udalo, wiec musialem jeszcze raz stac w kolejce.Jak za komuny.
Razem z kilkoma chlopakami podrabialismy listy, ze niby na azyl czekamy i tak nas na full time przyjmowali w agencji Grovetex w Londynie.Ta agencja do tej pory przyjmuje, z tym ze teraz Gruzinow, Ruskich itd.Dobrze wiedzieli, ze listy byly podrobione, ale co tam, 4.25 na godzine im sie oplacalo.
Dopiero potem bylo referendum i unia nastala.Kolejka pod konsulatem byla bardzo dluga.Trzeba bylo 2 godziny czekac na oddanie glosu( 3 razy tak).
Trudnosci bylo wiele, ale bez pracy nie ma kolaczy.
Duzo by tu opowiadac….
ja przyjechalam tu po raz pierwszy z moim chlopakiem angolem (nie wiem o czym wtedy myslalam ale to juz inna historia) i nie moglam pracowac, i nie pracowalam. On sie mna opiekowal. Nic nie rozumialam, wiec siedzialam w domu, i ogladajac telewizja i przebywajac wlasnie z chavami nauczylam sie ichniego gadania…Pozniej Polska…musialam tu wracac bo zyc sie nie dalo tam, zwlaszcza z maluchem i bez szansy na lepsze jutro…i jak tu przyjechalam dostalam propozyje pracy, ale i tak mialam na dzien dobry dlugi…chata…zalozenie konta, NINO to wszystko w porze lunchu zalatwiane…cholera ciezko bylo…nadal jest ciezko. Jak nie te same problemy, to troche inne…bardziej powazne, tak sie wydaje przynajmniej. Moze i sa mozliwosci ale przy tym trzeba dawac z siebie wszystko, przy tym zapomina sie o tym co najwazniejsze, potem sie szuka samego siebie w samym sobie…..i jak sie znajdzie to dopiero mozna znomu zaczac budowac przyszlosc…ale tak wielu ludzi poprostu zyja polgebkiem….
Co do mnie, to nie wiem, czy moge opisac moje 'pierwsze kroki’ w UK juz… wprawdzie bylam tam juz 3 razy, ale to tylko tymczasowo…. i roznie bywalo, ogolnie… najgorzej bylo za pierwszym razem, kiedy pobyt finansowala mi siostra… bylam tylko miesiac, bo nie znalazlam zadnej pracy, coz, moze nie ten okres wybralam, wakacje.. jezyka tez jak sie okazalo nie znalam… to znaczy sie, znalam angieslki ale ich nie zabardzo rozumialam… no i myslalam wtedy ze juz nigdy nie wroce do UK…
Drugi raz bylo rok pozniej, w wakacje, kiedy to pojechalam w odwiedziny do mojego znajomego z netu… boze, jaka farciara ze mnie, jak teraz o tym mysle… 😀 Tym razem bylo zupelnie inaczej. 🙂 Milosc to jednak piekne uczucie 😀 😀 To byly moje najwspanialsze wakacje… Pracy nie szukalam, bo nie musialam, hihi 🙂
Trzeci raz bylam na nowy rok, tak w odwiedziny.. na sylwestra i kilka dni…Fajnie bylo..
Ogolnie dwa ostatnie wyjazdy to bylo takie rozeznanie… czy mi sie tam bedzie podobac. No i teraz w wakacje juz jade na stale 🙂 Mieszkanie mam, wsparcie finansowe na poczatek tez, mam nadzieje ze prace jakas na part time znajde, we wrzesniu ide do college’u. Mam nadzieje, ze bedzie ok. Musi byc, bo z moim kochaniem wszystko sie udaje 🙂
Alez sie rozpisalam…. 😛
ja mialam identycznie jak fatamorgan 🙂 milo nie?
Identycznie to na pewno nie, bo nie napisałem jak było za drugim razem, gdy po dwumiesięcznej przerwie ponownie przyjechałem…
Miałem rozpocząć tu na nowo wszystko.
A nie było łatwo, bo przyjechałem tym razem zupełnie "na pałę", tyle że samochodem wraz z masą przydatnych narzędzi i innych gratów, tak aby nic tu nie kupować poza jedzeniem. (takie żydowskie planowanie ale bardzo się sprawdza, gdy ubywa pieniędzy a jeszcze się nie zarabia…)
Pisałem już kiedyś o tym, ale dodam teraz po półtora roku, że to była najlepsza decyzja mojego życia. Ono się diametralnie zmieniło i to wyłącznie na lepsze.
Te narzędzia kupione w Polsce zwróciły się już po pierwszej prywatnej pracy dla Angielki…
Najpierw zainwestowałem (dość poważne słowo jak na te wydatki…), a potem….no właśnie. Po przyjeździe wiedziałem tylko tyle, że Yorkshire a nie Londyn. Najpierw pojechałem do Lincolnshire, do kolegów z poprzedniej pracy, zabrać" bazę" (sporo rzeczy na mnie czekało) a dalej…Scunthorpe (zakopcona, hutnicza dziura), Scarborough, York i…wreszcie Leeds. A Leeds było i na samym początku , bo pierwszy postój miałem przy przepięknym zamku Leeds pod Londynem (przy autostradzie do Dover).
I zostałem…
Pamiętam jednak bardzo dobrze niepokoje związane z wyborem "miejsca przeznaczenia". 😕 🙄