Strona główna › Działy › Czarna lista › Polak Polaka robi..Spojrzcie na to…
Ludzie polak polakowi, polak polakowi.
A moze tak podam przyklad jak anglik litwinowi
Jedna z agencji angielskich rozpoczela jakis tam czas temu rekrutacje w krajach nadbaltyckich ;ludzi do pracy w leeds i pobliskich aglomeracjach.
Obiecuja nadal: mieszkanie, prace za 5.05 na godzine, wyzywienie.
czyli bosko
Na wstepie trzeba uiscic oplate 200 £
Po przywleceniu sie do anglii nalezy oplacic dojazd do miasta w ktorym pracujemy, a posrednikowi za wskazanie dokladnie gdzie mamy sie udac nalezy wyplacic 60 £
Hurra jestesmy na miejscu
Okazuje sie ze wybrana praca jest sprzatanie w hotelu
Pierwsza niespodzianka placa nam 1.65 za pokoj (jesli posprzatasz 3 na godzine to wcale niezle) niestety wyrabiasz sie z jednym w 45 min.(nieda rady szybciej)
Druhga niespodzianka musisz placic co tydzien 50 £ za mijsce w domu (niezaleznie czy mieszka tam 1,2,3 czy 8 osob
Dobrze ze zrec daja
Z pracy zrezygnowac nie mozesz bo tego samegp dnia wylatujesz z mieszkania bez zwrotu kosztow, z mieszkania zrezygnowac nie mozesz bo wylatujesz tego samego dnia z roboty
Srednio ci ludzie zarabiaja 122 funty na reke co dwa tygodnie
i teraz porob oplaty i zyj
Hmmm dobre nie
jak dla mnie chyba niewolnictwo.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,9912,wid,8274523,wiadomosc.html
Pytanie dlaczego znowu biorą w tym udział Cyganie i kiedy taki proceder dotrze do Anglii?
Słyszałem, że w Londynie już się podobnie działo…
O rany skonczmy ten temat czy w polsce czy w anglii polak zawsze bedzie robil w h… polaka i dajmy sobie juz z tym spokoj
O rany skonczmy ten temat czy w polsce czy w anglii polak zawsze bedzie robil w h… polaka i dajmy sobie juz z tym spokoj
Ten pierwszy polak (co robi w h…)to rozumiem, ale że tego poszkodowanego piszesz również z małej litery to już nie bardzo…
pisze z malej litery bo nie zabardzo przejmuje sie ortografia (dyslekcja po zatym) a jesli n ie wiesz co to jest to popytaj sie znajomych chybe ze umiesz obslugiwac wyszukiwarki powodzenia
Oto stara historia,nie wiem nawet czy prawdziwa ,ale do poczytania:
…"Piotr „pracuje” w Londynie. Ostatnio w ciągu tygodnia zarobił na czysto 5 tysięcy funtów. Nieźle, co? Każdy by tak chciał. Nie obeszło się jednak, jak zwykle, bez oszukania kilku naiwnych rodaków. Ale po kolei…
Zaczęło się od ściany płaczu. Tam podszedł do grupy Polaków i zaproponował im pracę. Zgłosiło się 12-tu. Tak się szczęśliwie złożyło, że żaden nie mówił po angielsku i wszyscy byli całkowicie zdani na Piotra. Aby zyskać zaufanie zaprowadził rodaków do Job Center i zarejestrował jako poszukujących pracy. Potem zorganizował „szkolenie”. Polegało to na tym, że ktoś z firmy, w której rzekomo mieli pracować mówił po angielsku (prawdopodobnie wspólnik naszego oszusta), a Piotr tłumaczył.
Praca miała być w Szkocji, niedaleko słynnego jeziora Loch Ness, w fabryce konserw rybnych. Piotr wymyślił, że każdy nowy pracownik musi przejść najpierw kurs bezpieczeństwa i higieny pracy. Bardzo drogi kurs. Kosztował 1300 funtów od osoby. Miał trwać sześć tygodni.
Ale Piotr miał dla przyszłych pracowników dobrą wiadomość. Otóż pracodawca zgodził się pokryć połowę kosztów, a pracę można było zacząć już następnego dnia po rozpoczęciu kursu. Jak nietrudno się domyślić wszyscy Polacy ochoczo zgodzili się na zaproponowane warunki.
Dowiedzieli się jeszcze, że kontrakt jest na rok, że będą pracowali 55 godzin tygodniowo i zarobią na początek 7 funtów na godzinę. Pieniądze na opłacenie kursu mieli wpłacić jeszcze przed wyjazdem do Szkocji.
Biedni rodacy mieli tylko kilka dni na zorganizowanie 650 funtów. Niektórzy wyjęli z kieszeni wszystko co mieli, inni stanęli na głowie, aby zdobyć wymaganą kwotę, obdzwonili wszystkich znajomych i całą rodzinę. Przekonywali niezdecydowanych, że taka okazja może się już nie powtórzyć. Poskutkowało. Setki funtów popłynęło przekazami z Polski do Londynu.
Wszystkim 12-tu Polakom udało się zebrać odpowiednią kwotę i z ulgą zgłosili się na zbiórkę w wyznaczonym dniu i miejscu. Piotr czekał na nich z kierowcą i wynajętym busem. Po wielogodzinnej podróży dotarli na miejsce i zgodnie z obietnicą zostali rozlokowani w dwuosobowych pokojach nieopodal fabryki, w której już pojutrze mieli zacząć pracę.
Następnego dnia Piotr ogłosił zbiórkę i zabrał wszystkich do fabryki. Tam zostali oprowadzeni po wszystkich pomieszczeniach, a w sali audiowizualnej zorganizowano pokaz slajdów przy kawie. Mogli zobaczyć jak wygląda praca przy produkcji konserw. Całą grupę oprowadzał starszy mężczyzna, pracownik zakładu. Piotr wytłumaczył zadowolonym Polakom, że to ich menedżer. Do niego mieli zgłosić się nazajutrz o 6.00 rano.
Przyszedł moment, w którym Piotr rozstał się z Polakami. Wszyscy wylewnie dziękowali mu za załatwienie pracy. I wcale nie było im żal tych 650 funtów, które grzecznie powciskali mu do ręki. Byli pewni, że nazajutrz zacznie się dla nich nowe, wspaniałe życie.
Następnego dnia o umówionej porze pojawili się przy bramie fabryki. Jednak menedżera nie było. W końcu się pojawił. Ale nie wpuścił ich na teren zakładu. Postanowili skontaktować się z Piotrem. Ale ten nie odbierał telefonu. Po kilku godzinach spotkali starszą kobietę, Polkę, która zgodziła się wystąpić w roli tłumacza. Na ich prośbę zadzwoniła do fabryki. To czego się dowiedzieli przeszło ich najśmielsze oczekiwania. W firmie powiedziano, że owszem wczoraj goszczono jakąś grupę z Polski, ale byli to przedstawiciele Urzędu Morskiego z Kielc, zaś sprawa ewentualnego zatrudnienia w ogóle nie była poruszana.
Jak widać cała 12-tka dała nabić się w butelkę. Każdy został wyrolowany na bagatela 650 funtów, czyli jakieś 4000 złotych."
Dorzucam trochę " nowości" z internetu:
…"Sprawa wydarzyła się jakiś czas temu na Victorii,na której pewien facet zwerbował czterech właśnie tyle co przybyłych Polaków do pracy.Zapewniał, że poszukuje sprawnych malarzy,ma pracę od zaraz. Nie musiał długo czekać,dla każdego kto właśnie wysiadł z autobusu z Polski, jest to okazja jak marzenie. Szybko więc znalazł chętnych, których nie odstraszyło nawet to, że za pracę zażyczył sobie 100 funtów od osoby.
Gdy zapłacili,wpakował ich do samochodu,zawiózł pod London Bridge,gdzie z a d o w o l e n i wysiedli i dowiedzieli się, że ów facet jest poważnym prze d s i ę -biorcą, który właśnie dostał kontrakt na pomalowanie London Brigde.Na potwierdzenie wydał wszystkim nowe kombinezony,farbę i pędzle, i zapędził do roboty, bo czas naglił.Sam zaś cicho wsiadł do samochodu udając, że ważne sprawy trzeba jeszcze załatwić. Nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby nie to, że malujących Polaków zwinęła policja, która nic nie wiedziała o malowaniu Lond on Bridge. Policjanci do dzisiaj
nie mogą uwierzyć w „przedsiębiorczość polaków” w oszukiwaniu"…
…."Robert z Kalisza dał ogłoszenie do prasy, że poszukuje pracy za granicą. Nie czekał długo na odzew. Zadzwonił niejaki Zbigniew N, który zaoferował atrakcyjną pracę w w Dublinie, w tamtejszym porcie. Zależało mu na szybkiej decyzji. Wylot miał nastąpić 29 września, z Okęcia. Robert zgodził się na przedstawione warunki, ale zaraz pojawił się „mały” problem. Okazało się, że nie wpuszczą go do portu jeśli nie będzie miał odpowiedniego zaświadczenia z kursu BHP. Na zrobienie takiego kursu w Polsce nie było już czasu. Ale i tu pomocny okazał się Zbigniew Nowicki, który zaoferował kontakt ze znajomym z Łodzi, specjalistą z dziedziny BHP. Robert umówił się z nim w jednej z łódzkich restauracji. Spotkanie było konkretne. Nieznajomy wyciągnął z teczki jakieś formularze, do których wpisał dane Roberta. Potwierdził, że to jest ten właśnie kurs, jakiego wymagają w dublińskim porcie. Za usługę skasował 1500 zł.
Kilka dni później Robert nie mógł już dodzwonić się pod numer"…
…"wyjechałem do pracy w anglii z ogłoszenia i mnie wyrolowali.
zapłaciłem kase pośrednikowi w anglii i zostawił mnie o 1.00 w nocy 100km od londynu. i mósiałem wrócić na własną ręke na lotnisko. Był to dla mnie szok.treść ogłoszenia:"Anglia praca praca stała dla kobiet i mężczyzn przy sortowaniu i pakowaniu ziemniaków, zakwaterowanie .Straciłem 3 tys. zł:
-bilet w tą i z powrotem
-240 funtów, które ode mnie wyłudzili (mieszkanie, ubezpieczenie itp.)
– pobyt 1 dniowy (droga z tej zakichanej dziury do centrum Londynu i na lotnisko)"…..
…"Znam jedna osobe, ktora tak wyjechala do pakowania-byl podany nr komorki, dowiedzial sie kiedy i na jakie lotnisko ma przybyc oraz ile ma przywiesc pieniedzy ze soba.Na lotnisku odebrala go jakas kobieta i dwoch kolesi. W jakies podlondynskiej miescinie panowie pocwiczyli na nim lewe i prawe proste, zabrali mu wszysto ,wystawili w szczerym polu. Na szczescie mial gdzies w bocznej kieszeni kilka funtow i nr tel. do mnie. Gdy jechal z nimi w samochodzie slyszal jak mowili, ze dzisiaj maja jeszcze odebrac kilka innych osob z innego lotniska"….