Mialem kiedys zabawna historie przy kupowaniu auta.
Do naszej znajomej przyjechal przyjaciel, osobnik mily choc raczej roztrzepany. W ciagu tygodnia znalazl prace po drugiej stronie Manchesteru i byl bardzo zdesperowany zeby kupic auto. Poniewaz pracowal od switu do nocy i nie znal miasta ani jezyka obarczyl nas obowiazkiem kupienia mu auta w budzecie, uwaga, L500.
Mialem jakies trzy godziny (!!!) na znalezienie odpowiedniego pojazdu bo na dzien nastepny musial byc koniecznie. W koncu znalazlem jakiego biednego nissana sunny, upewnilem sie ze ma tax i mot i nie ogladajac go w ogole kupilem po utargowaniu L50 (czyli 10% ceny!).
Co ciekawe nowy wlasciciel byl z niego bardzo zadowolony. Nie zepsul mu sie ani razu az po prawie roku… auto ktos ukradl. Biedak nie mogl tego odzalowac!