Ziemia obiecana za powrót

Znowu namawiają nas do powrotów. Emigranci osiedlający się w Polsce mają dostać ziemię pod budowę domu prawie za darmo. Szczegóły? Z tym to już trochę gorzej. Na pomysł, jak ściągnąć nas z powrotem do Polski, wpadły władze Polskiego Stronnictwa Ludowego. Nie będzie do tego potrzebny żaden „powrotnik”, nie będą nas musieli zachęcać prezydenci największych polskich

Znowu namawiają nas do powrotów.

Emigranci osiedlający się w Polsce mają dostać ziemię pod budowę domu prawie za darmo. Szczegóły? Z tym to już trochę gorzej.

Na pomysł, jak ściągnąć nas z powrotem do Polski, wpadły władze Polskiego Stronnictwa Ludowego. Nie będzie do tego potrzebny żaden „powrotnik”, nie będą nas musieli zachęcać prezydenci największych polskich miast, zamiast tego każdy emigrant dostanie od państwa za symboliczną złotówkę kawałek ziemi obiecanej. Jedyny warunek, na podarowanym terenie w ciągu pięciu lat ma stanąć dom, a w nim ma zamieszkać reemigrant wraz z całą rodziną.

Ziemia za złotówkę

W miniony wtorek założenia pakietu społecznego pod hasłem „Z myślą o rodzinie” przedstawił w sejmie podczas konferencji prasowej sam prezes PSL Waldemar Pawlak. Wicepremier zapewnił, że projekt już w najbliższych dniach ma trafić do konsultacji w komisjach sejmowych. Będzie to seria ustaw i propozycji społecznych z zakresu polityki rodzinnej, demograficznej i edukacyjnej. Jednym z tematów, jakimi postanowili się zająć ludowcy, jest problem emigracji zarobkowej i próba ściągnięcia młodych ludzi, którzy po 2004 roku tłumnie ruszyli na podbój europejskich rynków pracy, z powrotem do domu. Zdaniem polityków PSL uda się to zrobić, jeśli na miejscu zapewni się im odpowiednie warunki. 

– Młodzi nie będą wyjeżdżali masowo za granicę, jeśli ich sytuacja życiowa w kraju będzie stabilna. Muszą mieć mieszkanie i pracę – mówi była minister pracy i wiceszefowa PSL Jolanta Fedak. Według ludowców repatrianci mieszkania wybudują sobie sami. Wystarczy im tylko zapewnić miejsce, na którym będą mogli to zrobić. Stąd właśnie wziął się pomysł będącego elementem pakietu nowych ustaw programu „Ziemia za złotówkę”. W jego ramach każdy chętny dostanie za bezcen działkę pod budowę domu. Nieruchomości miałyby się należeć ludziom, którzy zdecydują się wrócić do kraju z zagranicy albo zamiast wyjeżdżać na saksy, założą tu rodzinę. Warunkiem otrzymania działki byłoby zobowiązanie, że w ciągu pięciu lat powstanie na niej dom. Żeby umowa została dotrzymana, całość zabezpieczona byłaby wekslem. 

Jest co rozdawać

Jak się okazuje, ziemia już jest i czeka na ludzi, którzy chcieliby się o nią zatroszczyć. W dodatku w całości znajduje się pod opieką Agencji Nieruchomości Rolnych, której prezesem jest działacz PSL Leszek Świętochowski. Ludowcy mają więc do niej ułatwiony dostęp. Do ANR należą niemal dwa miliony hektarów użytków rolnych, z tego zupełnie niewykorzystywanych jest ponad 300 tysięcy hektarów. Najwięcej do rozdania jest w województwach: zachodniopomorskim, dolnośląskim i warmińsko-mazurskim. 

Problem polega na tym, że oferowane w programie ziemie to działki rolne. Nie dość, że nie są uzbrojone, to bez załatwienia całej masy formalności nie można na nich postawić domu. Jeśli chce się na takim terenie zamieszkać, potrzebna jest skomplikowana procedura odrolnienia. Dlatego też do projektu włączyć należy samorządy. Zdaniem Fedak projekt „Ziemia za złotówkę” to również szansa dla gmin. – Osiedlanie się tam wykształconych osób to przecież zysk dla regionu – tłumaczy.

Do pomocy przy projekcie ludowcy chcieliby również zaprząc lokalny biznes. Powracający z saksów młodzi ludzie oprócz mieszkania będą również potrzebowali pracy. Dlatego też ci przedsiębiorcy, którzy zdecydują się na utworzenie miejsc pracy dla nowych osiedleńców, dostaliby dofinansowanie z Funduszu Pracy. Nie wolno by im było jednak zatrudniać na tzw. umowach śmieciowych. 

Głód ziemi za granicą

Pomysł na rozdawanie ziemi w nadziei na przyciągnięcie nowych osadników nie jest wcale taki nowy. Od pewnego czasu w życie wprowadzają go Szwedzi i Portugalczycy. Nasi północni sąsiedzi próbują w ten sposób walczyć z wyludnianiem się terenów, które z powodu panującego w nich surowego klimatu nie przyciągają do siebie zbyt wielu emigrantów. W położonej nad Zatoką Botnicką gminie Nordmaling mieszka około 7 tys. osób, jednak co roku liczba ta zmniejsza jest o około setkę. Żeby odwrócić ten trend, przed miesiącem lokalne władze opublikowały na swojej stronie internetowej mapy geodezyjne 100 działek, które można otrzymać bezpłatnie. Warunkiem jest deklaracja, że w ciągu pięciu lat osadnik wybuduje tam dom. 

Z podobną ofertą wystąpiły ostatnio władze niewielkiej, liczącej sobie jedynie 100 dusz osady Tvaeraabaeck, które jednak postanowiły dorzucić jeszcze coś ekstra. Trzy pierwsze czteroosobowe rodziny, które postanowią tam zamieszkać, przez pierwsze pół roku otrzymywać będą darmowe wyżywienie i pomoc w sprzątaniu. Ziemia i domy do wzięcia czekają także na osadników w regionach północnej i południowej Portugalii: Beira Baixa, Beira Alta oraz Alentejo. 

O tym, że rozdawanie ziemi to strzał w dziesiątkę, Szwedzi z Nordmaling przekonali się niezwykle szybko. Wkrótce we władzach gminy rozdzwoniły się telefony. To, co powinno najbardziej zainteresować ustawodawców z ulicy Wiejskiej, to fakt, że o działki głównie pytają właśnie Polacy! Telefony dzwoniły nawet w nocy. 

– Nigdy nie spotkałem się z czymś podobnym – tłumaczył szwedzkiej telewizji SVT lokalny urzędnik Sune Hoeglander. Aby ułatwić komunikację ze zgłaszającymi się chętnymi, samorząd postanowił zatrudnić tłumacza. – Teraz będziemy odpowiadać na otrzymane e-maile oraz prosić zgłaszających się o przesłanie krótkiej informacji o sobie. Następnie czeka nas trudne zadanie związane z wyborem – dodał.

Chętni już są

Jak się więc wydaje, gdyby projekt udało się wprowadzić w życie, na tanią ziemię szybko znaleźliby się chętni. Są zresztą i tacy, którzy interesują się tym tematem już dzisiaj. 35-letni Maciej Ligus wrócił z Londynu do Bydgoszczy dwa lata temu. Ma dwie działki budowlane pod miastem, ale szuka jeszcze terenu do osiedlenia się w Borach Tucholskich, nad którymś z tamtejszych jezior. 

– Gdyby rzeczywiście ten program wszedł w życie, to pewnie bym się mu dokładnie przyjrzał i dowiedział, czy mogę z niego skorzystać – mówi. – Zastanawiałem się nawet, czy byłbym uprawniony do wzięcia w nim udziału, bo od mojego powrotu minęły dwa lata. Rozumiem jednak, że nie może on być skierowany wyłącznie do tych, którzy właśnie wrócili, bo to byłaby dyskryminacja całej reszty. Zresztą ma on być skierowany do „ludzi, którzy myślą o wyjeździe”, a to przecież każdy może powiedzieć – dodaje.

Bydgoszczanin był już w kilku gminach i w lokalnym oddziale Agencji Nieruchomości Rolnych. – W tej chwili ceny oferowanych działek są bardzo różne – mówi. – Wszystko zależy od jakości ziemi, jej klasyfikacji jako rolna lub nierolna czy też budowlana, a także od lokalizacji. Zdarzają się oferty bardzo niskie, ale zazwyczaj wiążą się z nimi dodatkowe koszty, na przykład przekształcenia w teren budowlany, doprowadzenia mediów itp. Niektóre działki można bardzo tanio wydzierżawić, koszty ograniczają się do najwyżej kilkuset złotych rocznie. Po pięciu latach dzierżawca ma prawo pierwokupu, a cena ustalana jest jako średnia cen ziemi w danej gminie.

Nie tak szybko

Zapał tych, którzy chcieliby już teraz ustawić się w kolejce po tanią działkę, gasi Paweł Sobulski z biura prasowego PSL.

– Na razie jest to jedynie propozycja, która będzie dopiero przedłożona do konsultacji. Niestety trudno mi teraz mówić o szczegółach, dopóki nie będzie jakichś konkretnych uregulowań prawnych – tłumaczy w rozmowie z „Gońcem Polskim”. Jak przyznaje, do jego partii docierają głosy, iż propozycje niektórych przepisów mogą okazać się niekonstytucyjne. Inny problem stanowi jego zdaniem poparcie innych partii dla propozycji ludowców.

– PSL nie jest jedyną siłą polityczną. To są nasze pobożne życzenia, a jak to się skończy, to dopiero zobaczymy. Przekonamy się, jak widzi to nasz koalicjant i co powie sejm – wyjaśnia. 

Sobulski przyznaje, że Agencja Nieruchomości Rolnych dysponuje przede wszystkim terenami po byłych PGR-ach. – Na pewno nie będzie tu chodziło o ziemię w obrębie Warszawy. Dlatego ludziom, którzy będą się tam osiedlać, możemy zaproponować, żeby zakładali swoje firmy albo żeby wykonywali pracę przez internet – precyzuje. 

Na razie nie udało się ustalić zbyt wielu konkretów na temat obiecywanej przez ludowców pomocy w znalezieniu zatrudnienia w miejscu, w którym osiedlać by się mieli reemigranci. 

– Nie mamy ofert pracy dla konkretnych osób. Chcieliśmy zamiast tego zaproponować pakiety społeczne, takie jak opieka nad dziećmi, ustawa o wsparciu rodzicielstwa, poprzez finansowanie składek na ubezpieczenie społeczne, pomoc rodzicom, którzy sprawują opiekę nad dziećmi. To jest też jakaś ulga – wyjaśnia Sobulski jeszcze raz przypominając, że na razie wszystko znajduje się jeszcze w strefie planów. 

– Proszę śledzić nasze strony internetowe, proszę śledzić nasze publikacje. Jeżeli coś się będzie działo, na pewno będziemy o tym informowali – kończy. Emigrantom pozostaje więc uzbroić się w cierpliwość i czekać. Może kiedyś się uda. 

Jakub Ryszko


Powroty za płoty

Propozycja ściągnięcia młodych polskich emigrantów z powrotem do kraju rodzinnego nie jest oczywiście pomysłem całkowicie nowym. Podczas kampanii wyborczej w 2007 roku w Londynie do powrotu nakłaniał między innymi Donald Tusk. Efektem tych wyborczych obietnic był słynny „Powrotnik” – opracowany przez rząd PO poradnik mający ułatwić odnalezienie się w starej-nowej rzeczywistości. 

Sama akcja pod wszystko mówiącym tytułem „Polacy, wracajcie do domu!” ruszyła przed czterema laty. Podobno przez kilka miesięcy pracowało nad nią ponad trzydziestu rządowych ekspertów. Dzisiaj pozostała z niej strona powrotnik.eu, czyli elektroniczna wersja wspomnianego poradnika.

Do powrotów starali się zresztą nas nakłonić również sami emigranci. Akcję „Projekt 12 Miast” zorganizowali młodzi aktywiści ze stowarzyszenia Poland Street. Inicjatywa zapowiadała się całkiem ciekawie. Do Londynu mieli przyjeżdżać kolejno prezydenci największych polskich miast i na miejscu zachęcać do osiedlania się na ich terenie. Skończyło się na dobrych chęciach. Włodarze polskich metropolii nie kwapili się do zasypania audytorium konkretami.

W większości przypadków okazało się zresztą, że najbardziej zależy im na tych emigrantach, którzy na Wyspach zdążyli się już dorobić i teraz chcieliby gdzieś swoje oszczędności zainwestować. Mniej więcej na półmetku projekt zaczął powoli przysychać, aż w końcu umarł śmiercią naturalną. Kilka ostatnich spotkań zostało odwołanych.

6 comments

Podobne artykuły

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked with *

6 Comments

  • frontier
    27 kwietnia 2012, 12:45

    Poradnik dla Polaków jak osiedlic sie na Wyspach: 40 stron.
    Poradnik dla Polaków jak wrócic do ojczyzny: 120 stron.

    REPLY
  • Mike
    27 kwietnia 2012, 23:01

    Propaganda ;P

    REPLY
  • bartek4
    29 kwietnia 2012, 09:32

    ziemia za zlotowke ? a tutaj nasi nieudacznicy dostaja chaty z councilu za grosze. tylko wyremontowac. i w jakich przepieknych okolicach….mmm…bajka

    REPLY
  • fatamorgana
    29 kwietnia 2012, 17:39

    Fakty są takie, że przeciętny a nawet nieprzeciętny, zasr..y polityk nie ma szerszego pojęcia o prawdziwych obliczach emigracji, nie zna realiów innych krajów, nie wie więcej o zaletach- poza tym, że „tam można lepiej zarobić i jest lepszy system”.
    Poza tym, jak facet, który ma niemal wszystko pod nos i za darmo, żyje na koszt ludzi- ma znać, rozumieć i wiedzieć, co jest dobre a co lepsze dla zwykłego człowieka, który na wszystko musi zapracować i nikt do niego nie wyciągnie ręki w obcym kraju???

    REPLY
  • aqq
    29 kwietnia 2012, 19:57

    fatamorgana – popieram w 100%

    REPLY