Na kasie w Tesco, na lewo na budowie

Myśląc o wyjeździe na stałe do Polski, musisz brać pod uwagę aktualne realia. Wg. rządowego raportu obecnie jest bardzo trudno o pracę dla młodych a w przyszłości nie będzie lepiej. Młodzi ludzie muszą często pracować „na czarno” więc boją się zakładać rodziny. – Mama mówi: możesz pójść na kasę do Tesco. Tam jeszcze nie aplikowałam,

Myśląc o wyjeździe na stałe do Polski, musisz brać pod uwagę aktualne realia.

Wg. rządowego raportu obecnie jest bardzo trudno o pracę dla młodych a w przyszłości nie będzie lepiej. Młodzi ludzie muszą często pracować „na czarno” więc boją się zakładać rodziny.

– Mama mówi: możesz pójść na kasę do Tesco. Tam jeszcze nie aplikowałam, chociaż na ostatnie 60 CV nikt mi nie odpowiedział – opowiada ogrodniczka z Warszawy. Młody budowlaniec: – Legalnego etatu już nie szukam. Chodzi o to, by w ogóle pracować – mówi.

Tak żyją 30-latkowie, których problemy rząd zauważył w raporcie „Młodzi 2011”. Nad liczącym niemal 400 stron raportem „Młodzi 2011” zespół socjologów pod kierownictwem szefa doradców premiera Michała Boniego pracował ponad rok.

Młodzi, wykształceni, bezrobotni

Z dokumentu, wynika, że dla młodych Polaków (18-34 lata) jednym z największych problemów jest brak pracy albo fatalne warunki zatrudnienia. Muszą się na nie godzić, by w ogóle zarabiać. Młodzi, choć są wykształceni (pięć razy więcej studentów niż 20 lat temu), to stanowią połowę z 1,8 mln bezrobotnych Polaków.

Autorzy raportu nie mają dobrych prognoz na przyszłość. Przyznają, że dla wielu młodych rozwiązaniem może być emigracja lub praca na czarno. – Najbliższe lata mogą być jeszcze trudniejsze, jeśli chodzi o uzyskanie zatrudnienia. A najpewniejszym sposobem wchodzenia na rynek pracy i najskuteczniejszym przeciwdziałaniem marginalizacji może okazać się zakładanie własnej firmy lub włączanie się do biznesu rodzinnego – piszą.

Aby poprawić sytuację, rząd zaleca m.in.:
– wprowadzenie doradców zawodowych do gimnazjów,
– zagwarantowanie odpowiedniego ubezpieczenia społecznego osobom zatrudnionym inaczej niż na etat,
– wprowadzenie grantów dla młodych przedsiębiorców na innowacyjną działalność i badania.

Młodzi, których dziś opisujemy, od lat pracują na czarno. Nie zakładają rodzin, bo nie stać ich na dzieci. Nie mają żadnych oszczędności. Nie wierzą, że rozwiązania proponowane przez polityków mogą im pomóc.

Dzień wypłaty: szef znika, telefon milczy

Marcin, 34 lata, Warszawa: – Od 15 lat pracuję w budowlance. Przez ostatnich dziewięć lat ani razu nie dostałem umowy o pracę. Ale kiedy wyjechałem na rok do Irlandii, dostałem od razu legalne zatrudnienie i niezłe zarobki. Wróciłem do dziewczyny. Kiedyś szukałem w Polsce pracy na umowę, dziś nie zawracam sobie tym głowy. Chodzi o to, by w ogóle pracować.

Pieniądze dostaję prosto do kieszeni. Dziś mam 150 zł dniówki, jeszcze pięć lat temu było 200 zł. W tym układzie górą jest pracodawca – to on wyznacza, za ile i jak długo pracuję. Dobrze, że w ogóle płacą.

Kiedyś miałem własną działalność. Malowałem duży dom pod Warszawą. Umówiłem się na 6 tys. zł. Zleceniodawca dał mi 2 tys. zł zaliczki. Resztę miałem dostać po robocie. Pieniędzy nie zobaczyłem, usłyszałem tylko: idź do sądu. Nie poszedłem. I zamknąłem firmę.

W tej branży nikt nie ma złudzeń, że można pracować legalnie. Chodzi tylko o to, żeby nie dać się oszukać. Np. pieniądze trzeba brać co tydzień – lepiej stracić tygodniówkę, niż mieć w plecy cały miesiąc. Zdarzało się, że firma, dla której pracowałem, funkcjonowała tylko na czas zlecenia. Gdy przychodził dzień wypłaty, szef znikał, telefon milczał.

Pracodawcy w budowlance czują się bezkarni. Nie chcą płacić podatków, ani składek za pracowników. Kontrole inspekcji pracy są wcześniej zapowiadane, więc to fikcja. Zresztą przez kilkanaście lat widziałem nadzór na budowie tylko dwa razy. Pracodawca ma w szufladzie gotowe umowy dla dwóch-trzech pracowników. Gdy zjawia się kontroler, podsuwa je im do podpisania, a resztę ekipy wysyła na kilka godzin do domu.

Nie liczę, że cokolwiek się w moim życiu zmieni. Czuję, że nie mam wpływu na to, jak wygląda życie w Polsce i już mnie to nie interesuje. Czasem mam dość, ale wtedy odsuwam na bok złe myśli. Mam nadzieję, że nie zachoruję, bo przecież nie mam ubezpieczenia. Kuruję się sam, nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem u lekarza. Nie chcę zastanawiać się, za co będę żyć na starość. Boję się założyć rodzinę, bo czy w takich warunkach uda mi się jej zapewnić bezpieczeństwo?

Trzeba umieć przeżyć dzień za 5 zł

Ola, 30 lat, Warszawa: – Jestem po ogrodnictwie na SGGW. Nie obroniłam się, ale ten zawód to moja pasja. Znam rosyjski, angielski, mam prawo jazdy, świetnie radzę sobie z komputerem. W ciągu ostatnich dwóch tygodni wysłałam 60 CV, też o pracę poniżej kwalifikacji: recepcjonistki czy asystentki w marketingu. Nie dostałam ani jednej odpowiedzi.

Nigdy nie pracowałam na etacie. Jako studentka dorabiałam jako barmanka, oczywiście na czarno. Później założyłam własną firmę ogrodniczą. Zarabiałam 2,5-3 tys. zł miesięcznie, zajmowałam się m.in. rewitalizacją stołecznej zieleni, kierowałam aranżacją ogrodów. Dobrze szło, ale rok temu zleceń zrobiło się tak mało, że nie było mnie stać na opłacenie składek. Paru klientów okazało się niewypłacalnych. Musiałam zawiesić działalność.

Żyję od zlecenia do zlecenia. Próbuję odnaleźć się w branży social media (np. promowanie firm w internecie). Mogę liczyć na wsparcie rodziców. Mama czasem mówi: zawsze możesz pracować na kasie w Tesco. Tam jeszcze nie aplikowałam, chociaż do perfekcji opanowałam sztukę przeżycia dnia za 5 zł. Staję się mistrzynią w życiu w stanie niepewności.

Niedawno obudziłam się z 40-stopniową gorączką. Nie mam ubezpieczenia, więc nie wiedziałam, gdzie szukać pomocy. Pojechałam na ostry dyżur. Udało się dostać pomoc, ale boję się, że w skrzynce znajdę rachunek ze szpitala.

Nie wstydzę się, bo takich ludzi jak ja jest wielu. Ze specjalistycznym wykształceniem i chęcią do pracy, którym ten kraj nie ma nic do zaoferowania. Nie liczę na polityków, jedna obietnica premiera Tuska nie sprawi, że ktoś mnie zatrudni. Coraz częściej myślę o emigracji, najlepiej do Holandii albo Szwecji. Tam cenią takich specjalistów jak ja.

Jestem sama, ale chciałabym już założyć rodzinę. Tylko że jak to miałoby wyglądać? Wisiałabym na moim facecie, bo sama przecież nie mogę być pewna, czy będę miała za co kupić jedzenie. Nie chcę takiej zależności.

 

Anita Karwowska

 

Źródło: emito.net

9 comments

Podobne artykuły

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked with *

9 Comments

  • baby78
    31 sierpnia 2011, 21:16

    I wlasnie dlatego narazie nawet nie mysle o powrocie. 6 lat w U.K. dalo mi stabilizacje,stala,dobra prace(od 5 lat w tej samej firmie) Zalozylam rodzine,kupilam dom,wyjezdzam na urlop dalej niz nad morze polnocne,odlozyc tez sie da 🙂 A w Polsce pewnie bym w dalszym ciagu pracowala za 1400 zlotych bez zadnych perspektyw,ze bedzie lepiej,ze cos sie zmieni….:(

    REPLY
  • Sadie
    31 sierpnia 2011, 22:45

    a ja wcale nie mysle. Pomijajac sytuacje finansowa nie odpowiadaja mi niektore zwyczaje. Jestem szczesliwa tu gdzie jestem

    REPLY
  • Odys
    1 września 2011, 10:15

    Hm… to juz kolejny artykul majacy na celu zniechecic do poworotu do Polski, ja pytam dlaczego ? rzad Wam placi ? Boi sie 20% bezrobocia ?

    REPLY
  • niunia11
    2 września 2011, 18:32

    a ja tak wracam bo Polska to POLSKA a tu kim jesteśmy emigrantem i co nic więcej tu tez nie ma miodu a Polsce jak kto chce żyje godnie …………………

    REPLY
  • Sproket
    2 września 2011, 19:14

    Myślałem, że to artykuł o UK …

    REPLY