Jest logo stworzone przez autora słynnego znaku „Solidarność”. Jest bogaty program kulturalny w Polsce, Londynie oraz wielu innych stolicach Europy i świata. Jest plan tego, czym chcemy się zajmować przez sześć miesięcy polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Nie ma zgody co do tego, w którą stronę ta Unia powinna iść. Prezydencja, czyli rotacyjne przewodnictwo Radzie
Jest logo stworzone przez autora słynnego znaku „Solidarność”.
Jest bogaty program kulturalny w Polsce, Londynie oraz wielu innych stolicach Europy i świata. Jest plan tego, czym chcemy się zajmować przez sześć miesięcy polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Nie ma zgody co do tego, w którą stronę ta Unia powinna iść.
Prezydencja, czyli rotacyjne przewodnictwo Radzie UE i reprezentowanie jej na arenie międzynarodowej przez kolejne kraje członkowskie, trafia się Polsce w czasie, gdy Wspólnota weszła w ostry zakręt. Z powodu problemów Grecji, Irlandii, Hiszpanii i Portugalii chwieje się cała strefa euro. W grupie Schengen zdecydowano już o przywróceniu posterunków i kontroli na wewnętrznych granicach dla obywateli krajów spoza Unii. Żeby przetrwać, Europa potrzebuje dzisiaj solidarności. A to przecież polska domena.
Kto ma pomóc Grecji?
Na jednym z satyrycznych rysunków Andrzeja Mleczki Polak mówi do przedstawiciela starej Europy: „A więc umowa stoi. My wam dajemy moralność, wy nam dajecie kasę.” Dzisiaj taki deal raczej by nie przeszedł. Donośne apele o solidarność z trudem docierają do uszu najważniejszych europejskich graczy. Poza tym etyka przestaje mieć znaczenie, gdy w oczy zagląda bankructwo. To prawda, że największe kraje europejskie zgodziły się na pomoc upadającej Grecji, ale i w tym wypadku nie było pełnej zgody. Premier David Cameron w emocjonalnej mowie na ostatnim szczycie UE zapowiedział, że Wielka Brytania nie zgadza się na wydawanie pieniędzy z eurobudżetu, do ktorego dokładają się rownież Brytyjczycy. Ostatecznie ustalono, że miliardy euro dla Aten będą pochodzić z krajów, w których obowiązuje wspólna waluta. Paradoksalnie, w ratowaniu greckiej gospodarki nie weźmie więc udziału Polska, chociaż padały z naszej strony zapewnienia, że nie będziemy się uchylać przed tym typowym przejawem ekonomicznej solidarności.
Sprzeciw Wielkiej Brytanii (a także Czech) sprawił jednak, że nasi dyplomaci skorzystali z okazji zapowiadając nieoficjalnie, iż jeśli Grecja nie ma otrzymać pieniędzy ze wspólnego budżetu UE, to od Polski raczej nie dostanie ich wcale. – Nie jesteśmy członkiem strefy euro i jest to dla nas wyjątkowo komfortowa sytuacja. Nie musimy starać się o pomoc finansową z zewnątrz oraz nie jesteśmy zobowiązani do jej udzielenia – powiedział „Gońcowi” minister finansow polskiego rządu Jacek Rostowski . Innym miernikiem marnej solidarności jest kwestia dopłat bezpośrednich dla rolników. Europosłowie przyjęli ostatnio raport o reformie całego systemu, ale nie ma w nim słowa o ich wyrównaniu. A właściwie jest, ale nie takie, które cieszyłoby Polaków: „Opowiadamy się przeciwko jednolitej, równej stawce dla wszystkich. To nie odzwierciedlałoby europejskiego zrożnicowania” – można przeczytać w dokumencie. W tej chwili „rowny” polski rolnik dostaje około 80 proc. tego, co otrzymuje jego „równiejszy” kolega z któregoś kraju starej Unii. Do 100 proc. poziomu płatności dociągniemy za dwa lata. Co ciekawe, w priorytety polskiej prezydencji wpisano zarowno uporządkowanie kwestii dopłat, jak rownież wykorzystanie budżetu unijnego do budowy konkurencyjnej Europy.
Budżet na ciężkie czasy
Jeszcze gorzej jest z integracją, której wzmocnienie i przyspieszenie to jeden z głównych celów polskiej prezydencji. Tymczasem wizja powrotu szlabanów w strefie Schengen właściwie już staje się faktem. O łamanie zasady swobodnego podrożowania oskarżany jest nie kto inny, tylko Francja, ktora wprowadziła kontrole pociągów i samochodów na granicy z Włochami. To oczywiście skutek migracji uchodźcow z krajow Afryki Północnej, w których wybuchła tak zwana Arabska Wiosna.
Uczestnicy czerwcowego szczytu państw UE zdecydowali o wprowadzeniu mechanizmu umożliwiającego przywrócenie posterunków na wewnętrznych granicach Schengen. Niektórzy eksperci zwracają uwagę, że w tych zmianach nie ma żadnych gwarancji, które pozwoliłyby uniknąć pokazywania paszportów np. przez Polaków na granicy z Niemcami.
Większa integracja rownież dotyka sfery ekonomicznej. Polski rząd stoi na stanowisku, że jednym z narzędzi zapewniających trwały wzrost gospodarczy w skali całej Europy powinien być nowy, wieloletni budżet Unii na lata 2014-2020. Właśnie rozpoczęły się negocjacje w jego sprawie.
– Posiadamy kilka atutów, które umacniają naszą pozycję. Przede wszystkim położenie Polski, ktore po raz pierwszy w historii da nam korzystną perspektywę wobec sytuacji gospodarczej, z ktorą przyszło nam się zmierzyć – uważa minister Rostowski.
Jasne jest jednak, że państwa grające pierwsze skrzypce, przede wszystkim Niemcy i Francja, nie będą chciały dokładać do europejskiej kasy więcej niż dotychczas. Wielka Brytania od czasu przejęcia władzy przez premiera Camerona mowi wprost, że zamierza płacić mniej. Tymczasem żywotnym interesem państw, które dołączyły do Wspolnoty w 2004 roku i poźniej, jest walka o jak największy unijny budżet. Polska, zarowno ze względu na wielkość, pozycję, jak i obecną prezydencję, będzie rzecznikiem tej aspirującej do dobrobytu części Europy, co może na nią sprowadzić gniew głównych graczy. Nawoływania o integrację ekonomiczną i niwelowanie nierówności w Europie w chwili, gdy „ruch oburzonych” na cięcia budżetowe rośnie w siłę w pojedynczych krajach, może być po prostu biciem głową w mur.
Stawiać się czy kłaniać?
Jak powinna się zachowywać Polska w tych trudnych czasach? Walczyć o swoje i narażać się głównym państwom wspólnej Europy czy spokojnie przetrwać tę prezydencję bez prowokowania konfliktów?
Przedsmak twardego stanowiska polskiego rządu w sprawach dla niego istotnych mieliśmy również pod koniec czerwca. Polska jako jedyna zawetowała propozycje Rady Środowiska UE, zmierzające do ustalenia wyśrubowanych celów w sprawie redukcji emisji dwutlenku węgla w krajach europejskich.
Nasze weto spotkało się z ostrą reakcją szefów rządów najważniejszych państw w Unii. David Cameron, mający ambicję uczynienia z Wielkiej Brytanii lidera walki z globalnym ociepleniem, był najwyraźniej zdenerwowany, a minister ds. energii w jego rządzie Chris Huhne stwierdził, że Polska spowodowała, iż unijna debata o środowisku zmieniła się w „czarny dzień”. – Jestem głęboko rozczarowany, że to Polska jest jedynym państwem w UE, ktore nie akceptuje dobrego kompromisu w sprawie skierowania Europy na drogę gospodarki z niską emisją CO2 – napisał w specjalnym oświadczeniu Huhne. Podczas naszej prezydencji takich punktów zapalnych będzie znacznie więcej. Przed polskimi negocjatorami staje więc trudne zadanie lawirowania pomiędzy – jak ostatnio określił premier Donald Tusk – „narodowymi egoizmami”, ktore osłabiają spójność Europy, a spowodowane są odmiennymi celami politycznymi poszczególnych dyplomacji oraz coraz większym ciśnieniem ze strony niezadowolonych wyborcow. Słowa członków administracji biorących udział w przygotowaniu do przejęcia steru w Europie, jak również kampanie wizerunkowe świadczą jednak o tym, że polska prezydencja ma zapisać się w historii jako przełom i wyciągnąć Unię z kryzysu. Animowany film Tomasza Bagińskiego stworzony jako wizytówka naszych rządów przedstawia Rzeczpospolitą jako przystojnego młodzieńca, ktory porywa do tańca nieco apatyczną i smutną dziewczynę będącą uosobieniem Europy. Ich wspólny pląs wyrywa zarówno kobietę, jak i całe otoczenie z letargu. Wydaje się, że Polska postawiła przed sobą strasznie ambitne zadanie.
Wizja wielkich zysków
Pozostaje pytanie: co my będziemy z tego mieć? Organizacja polskiej prezydencji będzie kosztować budżet państwa, a więc także polskich podatników, blisko 430 mln zł. Trudno mowić o zwróceniu się tej kwoty, ale „wartością dodaną” pozostaje wielka promocja kraju w całej Europie. Polska chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo rozmach, z jakim przygotowano przejęcie sterów w Radzie UE naprawdę zapiera dech w piersiach.
Rząd Tuska ma rownież nadzieję, że najbliższe pół roku zwróci uwagę rekinów europejskiego biznesu, które podążą do kraju nad Wisłą jak drapieżniki za ofiarą – oczywiście w pozytywnym sensie. To między innymi dlatego przed 1 lipca w Londynie pojawił się minister Rostowski, który namawiał brytyjskich biznesmenów do większego udziału w rozwijającej się polskiej gospodarce. Odzew podczas spotkania zorganizowanego przez British Polish Chamber of Commerce był dobry. Ian Hutchins, przedstawiciel Tesco w Polsce nie wykluczył, że w nadchodzących miesiącach będziemy mieli do czynienia z kolejną falą zainteresowania inwestycjami w Polsce, tak jak to miało miejsce pod koniec lat 80. i na początku 90. To właśnie Hutchins 16 lat temu wprowadził na polski rynek sieć handlową Tesco. W tej chwili liczy ona ponad 350 sklepów, które zapewniają pracę 30 tysiącom pracowników. Poszerzając sieć o filie Express oraz uruchamiając w Warszawie pierwszy w Polsce serwis internetowy www.tesco.com, w przyszłym roku polski oddział będzie wiernie przypominać swoj brytyjski pierwowzór.
Zdaniem Hutchinsa, dynamiczny rozwoj Tesco nad Wisłą możliwy jest dzięki rosnącemu popytowi oraz utalentowanej kadrze kierowniczej. – Jestem zadowolony z interesów w Polsce, będę wasz kraj rekomendować brytyjskim biznesmenom – obiecywał.
– Zaletą polskiej prezydencji jest niewątpliwie nasza pozycja w czołówce krajów stabilnych gospodarczo. Poza wskaźnikami ekonomicznymi świadczą o tym chociażby wyniki sondy przeprowadzonej wśrod inwestorów niemieckich.
Polska zajęła pierwsze miejsce jako najbardziej atrakcyjny kraj członkowski UE pod względem inwestycji biznesowych – podkreślał minister Rostowski. Rząd przywiązuje do prezydencji wielką wagę – cele są bardzo ambitne, a oczekiwania na korzyści sięgają zenitu. Za pół roku dowiemy się, czy nie przeszarżowaliśmy.
Adam Skorupiński, Anna Raczkowska
Leave a Comment
Your email address will not be published. Required fields are marked with *