Kiedy zostanę prezydentem, to…

Jarosław Kaczyński zapowiada kontynuację… polityki swego tragicznie zmarłego brata, Bronisław Komorowski przekształci służbę zdrowia, tak jak chciała tego Platforma, Grzegorz Napieralski zalegalizuje związki gejów, Waldemar Pawlak zawetuje refundacje in vitro, a Janusz Korwin-Mikke pozwoli Polakom trzymać w domach broń. W prezydenckiej kampanii, w której najmniej mówi się o programach kandydatów, przyglądamy się, co mają oni

Jarosław Kaczyński zapowiada kontynuację…

polityki swego tragicznie zmarłego brata, Bronisław Komorowski przekształci służbę zdrowia, tak jak chciała tego Platforma, Grzegorz Napieralski zalegalizuje związki gejów, Waldemar Pawlak zawetuje refundacje in vitro, a Janusz Korwin-Mikke pozwoli Polakom trzymać w domach broń. W prezydenckiej kampanii, w której najmniej mówi się o programach kandydatów, przyglądamy się, co mają oni do zaoferowania wyborcom.

– Ta kampania jest tak pomyślana, że będą noszone pod baldachimami dwa portrety i wokół nich będą się gromadzić ludzie. Dwa retuszowane portrety. I dlatego ja tak bardzo domagam się debat, ja chcę poznać poglądy kandydatów na mojego przyszłego prezydenta – powiedział Piotrowi Najsztubowi z „Przekroju” Andrzej Olechowski.

Olechowski, który sam startuje w wyścigu do pałacu prezydenckiego, mówił o portretach Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego. To oni według wszystkich przedwyborczych sondaży między sobą rozstrzygną, kto zostanie prezydentem. Reszta kandydatów – wszystkich kandydatów jest dziesięciu – walczy jedynie o najniższe miejsce na podium. Sondaże najpoważniej traktują w tym przypadku kandydata Sojuszu Lewicy Demokratycznej Grzegorza Napieralskiego, Waldemara Pawlaka z PSL i właśnie Olechowskiego, popieranego przez pozaparlamentarne Stronnictwo Demokratyczne. Pozostali mają być tylko statystami.

Olechowski namawia do debat, bo wie, że tylko w programowej konfrontacji z rywalami ma szansę na przekucie wyników sondaży w rzeczywisty sukces. Na razie spotkał się tylko raz, w Krakowie debatował z Markiem Jurkiem, kandydatem Prawicy Rzeczpospolitej. Mało, zważywszy na to, że za chwilę wkroczymy w apogeum walki o prezydenturę. Wymuszoną prezydenturę.

Walka z mitem i wielką wodą

Kampania wyborcza przypomina zabawę granatem z ledwo trzymającą się zawleczką. Kandydaci wyraźnie unikają starć, bo nie chcą doprowadzić do wybuchu, który de facto oznaczałby zmiecenie ich z areny rywalizacji. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że tegoroczną kampanią rządzą emocje, rozbudzone kilka tygodni temu pod Smoleńskiem. Tragiczna śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego i blisko stu osób z państwowego świecznika sprawiła, że kandydaci muszą walczyć głównie z narodzonym 10 kwietnia nowym mitem narodowym niż z programami politycznych przeciwników.

To dlatego chętni do prezydenckiego fotela mówią o nowoczesnych formach patriotyzmu, a nie o poglądach na funkcjonowanie państwa. Nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja nagle miała się zmienić, tym bardziej, że kampanie zalewa właśnie powodziowa fala, a za chwilę będziemy świadkami beatyfikacji księdza Jerzego Popiełuszki. To kolejne granaty, które potrzebują tylko iskry, żeby wybuchnąć. Nikt nie odważy się ich odbezpieczyć.

Paradoksalnie to też ślepy zaułek, ponieważ brak dyskusji programowych może w rezultacie doprowadzić do tego, że po wyborach obudzimy się w państwie kierowanym przez prezydenta, którego poglądów w ogóle nie znamy. Hipotetycznie przez przynajmniej pięć lat może za sterami państwa siedzieć człowiek, którego poglądy na służbę zdrowia, wysokość podatków, oświatę, gospodarkę czy choćby refundację in vitro będą rozmijały się z wolą narodu. Sondaże opinii publicznej wykonane po tragedii smoleńskiej, przynoszą co prawda pozorne uspokojenie, ponieważ nie doszło do skrajnych zmian preferencji politycznych. Ten uśpiony rozsądek opinii publicznej nie zmienia jednak faktu, że kampania prowadzona jest na opak, bez programu. Dlatego przyjrzeliśmy się poglądom kandydatów na kilka kwestii, które  interesują Polaków.

Recepta na zdrowie

Notorycznie chorująca służba zdrowia stała się już bolączką dla każdego prezydenta, dla każdego polskiego rządu powstałego po zwycięstwie „Solidarności” nad komuną. I teraz z chorobą będzie musiał zmierzyć się przyszły prezydent.

W przypadku Bronisława Komorowskiego wszystko wydaje się być jasne. Jeśli marszałek Sejmu przeprowadzi się do prezydenckiego pałacu, szpitale czeka rewolucja, którą Platforma już raz chciała przeprowadzić. W 2008 roku zabieg obligatoryjnego przekształcania lecznic w spółki prawa handlowego został powstrzymany przez weto prezydenta Kaczyńskiego. PO poległa z pakietem swoich kluczowych reform, które miały wyprowadzić służbę zdrowia z zapaści. Wymyślony naprędce tzw. plan B czyli pakiet zachęt dla samorządów chcących przekształcać lecznice według woli rządu nie okazał się już tak kuszący. Skorzystało z niego niewiele samorządów. To dla rządu policzek i wszystko wskazuje na to, że jeśli Komorowski wygra, Platforma będzie chciała dopiąć swego i wróci do swojego planu A.

Jak się zachowa prezydent Komorowski, nikt nie ma złudzeń, tym bardziej że już podczas partyjnych prawyborów Komorowski mówił: – Polacy czekają na zmianę, bo chcą, aby prezydent był uczestnikiem procesu modernizacji kraju, a nie blokującym. A tak się stało za przyczyną weta do reformy zdrowia. Nie można blokować tak ważnych reform jak konieczne zmiany w niewydolnej służbie zdrowia.

Jeśli prezydentem zostanie Jarosław Kaczyński, plany mogą się jednak skomplikować. Prezes PiS zapowiedział, że będzie kontynuatorem polityki swojego brata, ale w wywiadzie udzielonym blogerom z portalu Salon24.pl zadeklarował gotowość do rozmów na temat reformy służby zdrowia.

– Mieliśmy dwie różne koncepcje i trzeba o tym porozmawiać. Nikt w Polsce nie zakazuje tworzenia prywatnych szpitali. Sporo ich już powstało, dobrze funkcjonują i pewnie będą powstawać kolejne. Jednocześnie na świecie jest silna tendencja do tworzenia społecznej służby zdrowia. Mam od dwóch miesięcy smutną okazję obserwować pracę szpitala publicznego. Zawsze szanowałem pracę pielęgniarek i lekarzy, ale teraz szanuję ich pracę jeszcze bardziej. Widzę, że tam w szpitalu leczą się zarówno osoby zamożne, jak i osoby naprawdę biedne. I uważam, że jedni i drudzy mają prawo do publicznej opieki zdrowotnej. To jest wielka zaleta publicznej służby zdrowia, że nie dzieli ludzi na biednych i bogatych. Ten argument powinien być wzięty pod uwagę – mówił do blogerów Jarosław Kaczyński.

Wywiad dla „Salonu 24” był pierwszym i do tej pory najbardziej donośnym głosem prezesa PiS od startu kampanii. Kaczyński rzadko pokazuje się w mediach, unika rozmów z dziennikarzami, nie komentuje posunięć rządu i konkurentów. Jakby lewitował. Ten dotychczas stanowczy i wręcz hardy polityk teraz skory jest do kompromisów, nawet w tak drażliwej kwestii, jaką do tej pory była służba zdrowia.

– Stałem na czele rządu, który umiał obniżyć podatki i doprowadzić do wzrostu dochodów. Wiem, że nawet z trudnymi problemami można sobie poradzić. Dyskusja na temat reformy służby zdrowia powinna być jednym z pierwszych zadań przyszłego prezydenta. Trzeba wypracować kompromis dotyczący realnej i akceptowalnej przez wszystkich reformy służby zdrowia. Uważam, że możemy teraz skorzystać z szansy, by się w tak trudnych sprawach porozumieć. Do tej pory było to bardzo trudne – przekonywał blogerów.

Z „wielkiej piątki” weto komercjalizacji szpitali powie na pewno Grzegorz Napieralski z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Podobnie postąpiliby niszowi kandydaci kojarzeni z lewą stroną sceny politycznej  – Bogusław Ziętek z Polskiej Partii Pracy i Andrzej Lepper z Samoobrony.

Kto zajrzy nam do kieszeni?

Nowy prezydent będzie musiał też nieźle liczyć, żeby Polska nie podzieliła losu bankrutującej Grecji. Starzejące się społeczeństwo, pęczniejące z roku na rok wydatki na emerytury i renty wymuszają reformę finansów publicznych. Każdy z kandydatów ma na nią swoje rozwiązanie.

Andrzej Olechowski nie zamierza oszczędzać na rentach. Jednocześnie jest za zrównaniem wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, ale nie z dnia na dzień, tylko w długiej perspektywie czasu, nawet w ciągu dekady. Grzegorz Napieralski nie godzi się ani na zmiany w sposobie naliczania rent, ani na zrównanie wieku emerytalnego. Bronisław Komorowski w obu przypadkach jest „za”.

Z kolei Janusz Korwin-Mikke ubolewa nad tym, że społeczeństwo ponosi karę za zadłużenie Polski i z własnej kieszeni płaci za utopijny system emerytalny. Co więc proponuje emerytom?

– Teraźniejszym „tylko” pewność otrzymania emerytury na poziomie, jaki sobie przez lata pracy wypracowali, system opieki medycznej, w którym na wizytę u specjalisty nie trzeba będzie czekać kilka czy kilkanaście miesięcy. Przyszłym emerytom – to, co obecnym, plus: ciągłość wypłaty emerytur, które po wprowadzeniu wolnego rynku, zmniejszeniu podatków i zlikwidowaniu podatków pośrednich będą miały realnie wyższą wartość (radykalny spadek cen paliw, energii elektrycznej, a przez to towarów i usług). A także gwarancję układania sobie życia według własnej woli i zgodnie z własnymi potrzebami – napisał Korwin-Mikke na swojej stronie internetowej.

O podatkach chętnie mówią też pozostali kandydaci. Marek Jurek zapowiedział, że będzie dążył do obniżania podatków dla rodzin wychowujących dzieci. Andrzej Lepper uważa, że najbogatsi Polacy powinni płacić wyższe podatki, ale „górka” musiałaby być przeznaczona na pomoc dla tych najbiedniejszych, żyjących pod kreską minimum socjalnego. Lepper mówi kategoryczne „nie” podatkowi liniowemu, forsowanemu przez liberalnych polityków.

„Nie” liniowemu mówi też Grzegorz Napieralski. Kandydat Sojuszu opowiada się za trzema progami podatkowymi – 19, 32 i 49 procent. Pytany o wspólną stawkę zawsze odpowiada: – Żaden podatek liniowy nie wchodzi w rachubę. Co ciekawe Napieralski gotowy jest poprzeć zniesienie tzw. podatku Belki naliczonego od zysków kapitałowych i wprowadzonego w czasie, kiedy u władzy był właśnie Sojusz.

Podatku Belki pozbyłby się też Waldemar Pawlak, kandydat „Ludowców”: – Odpuściłbym ten podatek. Mówiłem to już na początku kadencji rządu, ale zderzyłem się ze ścianą postawioną w Ministerstwie Finansów. Uważam, że Polska może przyciągać nowych inwestorów, jeśli stworzy do tego sprzyjające warunki. Zniesienie tzw. podatku Belki sprawi, że będziemy mieli więcej uczestników budujących siłę naszego rynku – mówił na spotkaniu ze studentami Uniwersytetu Warszawskiego urzędujący minister gospodarki.

In vitro, aborcja, małżeństwa gejów

Wśród kandydatów nie ma też zgody w sprawie refundacji leczenia in vitro. Szkopuł w tym, że rozwiązanie kwestii finansowania in vitro to temat obecny w polskiej polityce od kilku lat. W Sejmie leży kilka gotowych projektów przedstawionych przez wszystkie siły polityczne. Sama Platforma ma gotowe dwa takie projekty. Efekt wciąż jest mizerny, a do porozumienia daleko. Niemniej o zapłodnieniu pozaustrojowym mówi każdy z kandydatów.

Za refundowanie leczenia in vitro opowiadają się m.in. Andrzej Olechowski, Bronisław Komorowski, Grzegorz Napieralski czy Bogusław Ziętek. Przeciwni są m.in. Waldemar Pawlak, Janusz Korwin-Mikke i Marek Jurek.

Co zrobi Jarosław Kaczyński? PiS ma również gotowy projekt zakazujący stosowania in vitro, ale przewidujący możliwość adopcji zarodków, które już są wytworzone i zamrażane. Jarosław Kaczyński podkreślał, że do sprawy zapłodnienia metodą in vitro ma taki stosunek, jaki może mieć do tego praktykujący katolik. Wydaje się więc pewne, że ustawę refundującą  leczenie in vitro prezydent Kaczyński wyrzuciłby do kosza.

Podobnie prezes PiS postąpiłby w przypadku prób liberalizacji ustawy aborcyjnej i legalizacji związków homoseksualnych. Inni kandydaci w tych kwestiach są już podzieleni. Waldemar Pawlak stoi po stronie Jarosława Kaczyńskiego, Andrzej Olechowski mówi „tak” związkom partnerskim, ale ustawę aborcyjną zostawiłby już w spokoju. Identycznie postąpiłby Kornel Morawiecki. Bogusław Ziętek podpisałby zarówno ustawę o legalizacji związków gejów i lesbijek, jak i ustawę o liberalizacji aborcji. Tak samo postąpiłby Grzegorz Napieralski, który chyba najmocniej kreuje się na kandydata młodych Polaków. Z konieczności, bo przecież kandydatem Sojuszu na prezydenta był Jerzy Szmajdziński, jedna z ofiar katastrofy pod Smoleńskiem.

Cień tej katastrofy będzie niewątpliwie wisiał nad nowym prezydentem przez całą kadencję. I to bez względu na to, kto wprowadzi się do Pałacu.

Podobne artykuły

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked with *