Ostatnia podróż Lecha Kaczyńskiego

Relacja z Krakowa Ostatnia podróż prezydenta. Któż mógł w najczarniejszych snach przewidzieć, że tak się ona zakończy? Zamiast hołdu ofiarom zbrodni katyńskiej mieliśmy teraz narodowy hołd ofiarom tej podróży. Drugi Katyń? Chichot Stalina zza grobu? Spisek? Zamach stanu? Niektórym chyba z rozpaczy i braku możliwości objęcia umysłem tego, co się naprawdę stało, nasuwają się takie

Relacja z Krakowa

Ostatnia podróż prezydenta. Któż mógł w najczarniejszych snach przewidzieć, że tak się ona zakończy? Zamiast hołdu ofiarom zbrodni katyńskiej mieliśmy teraz narodowy hołd ofiarom tej podróży. Drugi Katyń? Chichot Stalina zza grobu? Spisek? Zamach stanu? Niektórym chyba z rozpaczy i braku możliwości objęcia umysłem tego, co się naprawdę stało, nasuwają się takie przeróżne określenia, czy nawet podejrzenia. Zostawmy jednak teorie spiskowe i sensacje nie mające racjonalnego wyjaśnienia.

Przyjrzyjmy się temu, co działo się w Krakowie. Trzeźwa analiza tego, co można było tam zaobserwować, poparta obserwacjami ludzi spoza kraju i ich chłodną oceną rzeczywistości daje nieco inny obraz niż ten wykreowany w mediach – pełen narodowych uniesień i łez, choć oczywista, że NIE WSZYSCY płakali i kochali prezydenta. Doniosłość i skala uroczystości pogrzebowych każe nam jednak z szacunkiem i uznaniem ocenić zarówno przygotowania jak i wykonanie tego ceremoniału, zwłaszcza, że wiemy jak mało było na to czasu. Wzmożone wysiłki przyniosły spodziewany efekt, choć wielu gości zza granicy nie przybyło. Jeszcze raz Polacy pokazali, że potrafią w nagłej potrzebie zjednoczyć siły i zmobilizować się do szybkiego działania pod presją czasu. Kraków był w tej sytuacji, że przed ogłoszeniem decyzji o miejscu pochówku prezydenckiej pary przez kard. Dziwisza, nikt się nie spodziewał jakichkolwiek większych uroczystości w tym miejscu, zatem miał o wiele mniej czasu niż Warszawa na przygotowanie się do tak wielkiego wydarzenia.Trzeba pamiętać, że takie duże międzynarodowe ceremonie skupiają niezwykle liczny sztab ludzi odpowiedzialnych za przygotowanie, przeprowadzenie, zabezpieczenie jak i oprawę dla tak ważnej i niezwykle wyjątkowej uroczystości. Jest to wielki wysiłek organizacyjny i logistyczno-finansowy.Nie można było sobie pozwolić na wpadki i prowizoryczne podejście.

Czy jednak całość nie była bardziej spektaklem o prawdziwie dramatycznym podłożu niż autentycznym wyrażeniem smutku i żalu przez naród? Otóż spektakl był, ale spójrzmy prawdzie w oczy – przecież zawsze jest, ponieważ oficjalne i ważne uroczystości państwowe są przygotowane, wyreżyserowane i z góry ustalone. Muszą być, ponieważ wymaga tego zarówno etykieta dyplomatyczna jak i międzynarodowa skala przedsięwzięcia. Pewne standardy obowiązują i muszą być dotrzymane. Ceremoniał religijny po raz kolejny pokazał wielką siłę Kościoła i jego znaczenie w polskiej rzeczywistości. Pochód najwyższych polskich dostojników kościelnych robił wrażenie. Niezwykle rzadko można obserwować coś takiego. Dla jednych to prawidłowe i nawet powód do radości. Dla innych jest to jednak oznaka słabości państwa polskiego i jego podatności na wpływy Kościoła.

Natomiast nie było spektaklu wśród tłumów przybyłych na pogrzeb. Ci ludzie rzeczywiście przyszli tam z własnej, nieprzymuszonej woli (poza służbami mundurowymi i osobami wykonującymi swoje obowiązki), chcąc okazać szacunek w chwili, gdy w tak dramatycznych okolicznościach odchodzi głowa państwa wraz z małżonką (takie pogrzeby zdarzają się bardzo rzadko w skali setek lat!). Natomiast spektaklem numer jeden było to, co prezentowały media. Wyglądało to tak, jakby nagle wszyscy zapałali miłością i szacunkiem do Lecha Kaczyńkiego, choć doskonale wiadomo, że było inaczej, a skala braku poważania i krytycyzmu wobec jego osoby nie wynikała przecież wyłącznie z jego fizjonomii, lecz przede wszystkim z jego czynów, podjętych decyzji (również w czasach, gdy był Prokuratorem Generalnym i prezydentem Warszawy) oraz zachowania wobec innych.

Należy uszanować godność prezydenta, jego śmierć i ceremoniał pogrzebowy. Natomiast w opinii wielu ludzi trzeźwo patrzących na świat i politykę, nie należy za wszelką cenę gloryfikować kogoś, kto nie był bohaterem, nie został przez świat i Europę uznany za naprawdę wybitnego męża stanu i dał się jednak poznać, jako człowiek nie do końca otwarty na inność, nie do końca wykazujący szeroko pojętą tolerancję. W Polsce cały czas wielką wagę przywiązuje się do wartości chrześcijańskich, narodowych i historycznych. Musimy jednak pamiętać, że dzisiaj – w dobie jednoczącej się Europy i uniwersalnych pojęć- usilne obstawanie przy wyłącznie swoim sposobie myślenia i działania nie zawsze jest kierunkiem słusznym- nie tylko z politycznego, ale i z gospodarczego punktu widzenia.

Nie wolno zapominać, że świat – a zwłaszcza Europa- patrzy na nas nie pod kątem tego na ile jesteśmy religijni i lubimy wspominać tragiczną przeszłość, ale patrzy przede wszystkim na bieżące działania i dokonania, na sprawność zarządzania państwem i jakość państwa jako całości a także na to, jak dany kraj układa sobie stosunki z sąsiadami, z kim zawiera sojusze a kogo nie lubi. Zyskaliśmy wiele pozytywnych opinii w oczach świata, ale nie można zapomnieć, że przyczyną tego mówienia o nas i uznania nie były wielkie dokonania zmarłego prezydenta czy całego kraju, lecz współczucie i szok wynikające z faktu tak tragicznej w skutkach katastrofy jak też i podziw dla solidarności narodowej Polaków w tych trudnych chwilach. Wrażenie było tak silne, że zachodnie media nawet nie starały się za bardzo przypominać wielu negatywnych opinii, jakie wyrażały wcześniej wobec zmarłego i jego wcześniejszych posunięć oraz stosunku do oponentów. Jednak życie i polityka idą dalej, a za kilka tygodni świat będzie patrzył na nas już nie przez pryzmat tego, co było na Placu Piłsudskiego, przed Pałacem Prezydenckim i w Krakowie, ale będzie się oceniało to, co się wydarzy, co teraz będziemy robić i jak się zachowywać.

Dlatego tak ważne jest wyciągnięcie właściwych wniosków i dążenie do naprawienia tego, co naprawić trzeba- a dotyczy to przede wszystkim stosunków z Rosją i stabilności politycznej kraju, który nagle stracił wielu wybitnych polityków i dowódców wojskowych. Wydaje się, że oprócz pojednawczych gestów teraz będziemy pilnie obserwowani przez wiele rządów, krajów i mediów- przede wszystkim na linii wzajemnych relacji Polska- Rosja. Nie ma już więc większego sensu przypominanie, wypominanie i krytyka oraz negacja Rosji. Trzeba wreszcie zrozumieć, że- czy tego chcemy czy nie- Rosja nadal jest potężna i wiele od niej zależy, zaś od dobrych stosunków z nią nie ucierpi ani nasza narodowa duma ani nasza chrześcijańskość, ani też relacje z Europą czy USA, zwłaszcza że Europa teraz wręcz oczekuje od nas ułożenia sobie dobrych relacji z Moskwą, co może wszystkim przynieść pożytek.

Czas odłożyć do lamusa politykę przekornego pokazywania niedźwiedziowi (Rosji), że się go nie boimy i potrafimy mu zrobić na złość, nie licząc się z jego zdaniem i obecnością.

Wróćmy do Krakowa. Wypełniony po brzegi rynek i przyległe ulice. Tłumy pod telebimami na Łagiewnikach i na Błoniach. Atmosfera skupienia i narodowej zadumy oraz autentycznego smutku.Nie da się ukryć szczerych uczuć i żalu, że prezydent odszedł właśnie w tak tragiczny sposób, do tego wraz z małżonką i tyloma wysokiej rangi przedstawicielami państwa. Oddzielenie smutku wywołanego przez tragizm katastrofy od autentycznych uczuć wobec prezydenta to jednak niełatwa i delikatna sprawa. To, co pokazywały cały czas media mogłoby zmylić niejednego, ponieważ ktoś, kto nigdy nie miał okazji wypowiedzieć się do kamery publicznej telewizji, może nie rozumieć, że pewne słowa po prostu wypadało powiedzieć, czy to z uwagi na powagę i tragizm chwili, czy z uwagi na ostrożność w wyrażaniu swoich opinii. Któż chciałby wyjść przed milionami widzów na cynika, którego nie poruszyła największa narodowa tragedia? Któż chciałby zostać odebrany jako ten, który nie lubił prezydenta, którego teraz nagle „wszyscy” kochają? (w wypowiedziach słyszeliśmy delikatne określenia: „nie zawsze zgadzałe(a)m się z jego poglądami”).

W takich momentach narodowych katastrof zawsze łatwo o etos, łatwo o wygładzanie rzeczywistości i pośpieszne kreowanie bohaterów. My to bardzo lubimy. Prawda jest jednak taka, że na bohaterstwo narodowe trzeba sobie bardzo wyraźnie zasłużyć, zatem niech nas nie dziwią sprzeciwy wobec decyzji o miejscu pochówku. Właśnie dlatego trudno uczciwie założyć, że głosy tych, którzy mieli okazję coś powiedzieć do kamer, są prawdziwymi głosami wszystkich (lub prawie wszystkich) Polaków. To samo dotyczy rzekomej „woli i poparcia narodu” odnośnie kandydowania Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta. Uważny obserwator bez trudu mógł zauważyć, kto wyrażał w imieniu innych tę „wolę i poparcie”. Nie byli to ani politycy, ani członkowie rządu ani nawet duchowieństwo. Byli to zwykli ludzie, ale przede wszystkich były to osoby o zdeklarowanych prawicowo- religijnych poglądach, czyli… wierny elektorat Prawa i Sprawiedliwości. Dla nich Lech Kaczyński był ikoną i reprezentantem ich poglądów.Najdobitniej wykazało to przemówienie J. Śniadka z Solidarności.

 Nie to jest jednak niewłaściwe. Oczywiste jest przecież, że ludzie mają swoich ulubionych przywódców, polityków i twardo za nimi się opowiadają. Nie jest jednak ani zdrowe ani uczciwe przedstawianie opinii i krzyków paru osób z tłumu jako woli większości a już wielkim nadużyciem jest sugerowanie, że to wola narodu. Nie chodzi tu o doszukiwanie się nieprawdy na siłę ani o deprecjonowanie postaw obywateli.Chodzi o zwyczajną prawdę…. Uderzające jest przecież to porównanie opinii o prezydencie sprzed 10 kwietnia 2010 z tymi dzisiejszymi.

Całość uroczystości trwała od godziny 10:00 do ok. 19:30. Właściwa ceremonia pogrzebowa rozpoczęła się w Bazylice Mariackiej o godzinie 14:00, po tym, jak nieco wcześniej bocznymi drzwiami wpuszczono zagranicznych gości przybyłych autokarami i rządowymi limuzynami. Najsilniejszą „obstawę” miał rzecz jasna prezydent Rosji D. Miedwiediew, który był z daleka od tłumów i zaraz po oddaniu honorów prezydenckiej parze pod ścianą Bazyliki otoczony został dookoła przez ochronę.  Prezydent Estonii był jednym z nielicznych, którzy tego dnia podeszli do zgromadzonych widzów. Wszyscy goście zauważyli jednak tę wyjątkową solidarność i te liczne rzesze z biało-czerwonymi flagami na rynku. Każdy z nich przynajmniej na chwilę spoglądał na te tysiące ludzi, chcących pożegnać swojego prezydenta. Z pewnością zapamiętają ten widok.

 Po zakończeniu uroczystości na Wawelu i złożeniu kondolencji rodzinie delegacje zagraniczne pojedynczo zeszły z zamku wawelskiego ku autokarom, limuzynom i…obserwującym je widzom, którzy czekali już niecierpliwie na otwarcie Wawelu. W tym właśnie czasie doszło do kilku miłych scen. Prezydent Gruzji M. Saakashvili, który tak uparcie i okrężną drogą jednak dotarł do Krakowa (nie bez przygód) podszedł do zebranych i przywitał się bezpośrednio z ludźmi, chwaląc ich i okazując swoją sympatię słowami „ach, Poliaki, Poliaki”… , co spotkało się z entuzjazmem widzów.

Prezydent Czech Vaclaw Klaus usłyszał z kolei od ludzi: „Panie prezydencie, dziękujemy!” Podziękował za to i on uśmiechając się. Czeski prezydent był jednym z tych nielicznych, którzy mocno krytykowali zachodnie delegacje za ich nieprzybycie. Na sam koniec działacze i politycy PiS schodzący na Podwale usłyszeli od szlochającej kobiety słowa, nawołujące i przekonujące o tym, że brat prezydenta- Jarosław Kaczyński powinien zostać… prezydentem. Przyczyn szerzej nie wyjaśniono, ale publiczne wrażenie pozostało i teraz politycy PiS mają niełatwy orzech do zgryzienia.

Na krakowski rynek przybyli zarówno ci, którzy naprawdę lubili i cenili czy popierali prezydenta (szeroka rzesza organizacji prawicowych, narodowych, stowarzyszeń, związków itp.) ci, którzy chcieli oddać hołd jako obywatele- pomimo odmiennych poglądów, ci którym wypadało (delegacje mundurowe, poczty sztandarowe, członkowie służb politycznych i państwowych, jak też i ci, którzy faktycznie musieli przyjść – obsługa uroczystości, zabezpieczenie, transport itd. Byli również tacy, którzy po prostu przyszli zobaczyć kawałek historii kraju, coś co bardzo rzadko się zdarza, wyjątkowy pogrzeb z honorami. I właśnie tak – nie jednoznacznie i jednostronnie należy oceniać „naród”, który przybył.

  Polonia jest w tej szczególnej sytuacji, że w smoleńskiej katastrofie straciła aż dwóch prezydentów. (w tym Ryszarda Kaczorowskiego- ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie). Taka sytuacja jest czymś wyjątkowym zwłaszcza, że prezydent Ryszard Kaczorowski był rzeczywiście bardzo szanowanym przedstawicielem tej dawnej szkoły honoru, patriotyzmu, ale i waleczności polskiej (brał udział w bitwie pod Monte Cassino) choć w kraju mniej znanym. Dlatego właśnie sporo osób uważa, że to on bardziej zasługuje na tytuł bohatera i miejsce na Wawelu….

Skoro mówimy o Polonii brytyjskiej, to warto przypomnieć co było mówione odnośnie polityki PiS i braci Kaczyńskich w przededniu wyborów do parlamentu na jesieni 2007r. Dzisiaj już mało kto chce o tym pamiętać i do tego wracać, ponieważ niezbyt pasuje to do narodowej żałoby i „dobrego mówienia o zmarłych”.  Faktom jednak nie powinno się zaprzeczać a ich świadomość powinna wpływać zarówno na nasze oceny jak i nastroje- często nadmiernie podgrzewane w mediach.

Polska pożegnała prezydenta i jego małżonkę. W tych dniach żegnamy również innych, którzy zginęli w tej katastrofie. Miejmy nadzieję, że hasło „Bądźmy razem” wspierane tak podkreślanymi pozytywnymi cechami naszego narodu nie wyblaknie zbyt szybko i będziemy w stanie choć trochę wspólnie pracować na dobro swego kraju wraz z odpowiedzialnymi politykami- na co dzień- bez specjalnych i dramatycznych okazji.

Manifest polskości, jedności narodowej, religijności i smutku był prawdziwy, niezwykły (dla gości zza granicy) i przejmujący. Jednak odpowiedź na pytanie „ile z tego pozostanie na dalsze dni” przyniesie niedaleka przyszłość.




















Podobne artykuły

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked with *