Niejednokrotnie czytając wypowiedzi na forum dociera do mnie, że jestem urodzonym szczęściarzem. Kiedy czytam sfrustrowanych ludzi oburzonych wszystkim co widzą podczas codziennej wędrówki angielskimi ulicami,uświadamiam sobie dlaczego jestem szczęśliwym człowiekiem. Każdego dnia cieszę się ze wszystkiego co mnie otacza i nie zastanawia mnie skąd się to wzięło, dokąd to zmierza, kto jakie ma zamiary i jak
Niejednokrotnie czytając wypowiedzi na forum dociera do mnie, że jestem urodzonym szczęściarzem.
Kiedy czytam sfrustrowanych ludzi oburzonych wszystkim co widzą podczas codziennej wędrówki angielskimi ulicami,uświadamiam sobie dlaczego jestem szczęśliwym człowiekiem. Każdego dnia cieszę się ze wszystkiego co mnie otacza i nie zastanawia mnie skąd się to wzięło, dokąd to zmierza, kto jakie ma zamiary i jak to wpłynie na mnie. Kiedy docierają do mnie w ten czy inny sposób narzekania tych smutnych ludzi, cieszę się, że nie mam takich problemów jak oni. Cieszę się, że idąc ulicą, kocham a nie nienawidzę.
Będąc Polakiem w UK cieszę się jeszcze bardziej z tego, ztych rzeczy, które sprawiają, że mam ten wewnętrzny spokój. Zauważyłem, że Polacy na emigracji bardzo lubią ze sobą konkurować. Maskują się z tym i ukrywają ale to widać. Cieszy mnie więc fakt, że nie obchodzą mnie te gierki w„kto ma więcej” i cieszę się, że nie biorę w nich udziału.
Fajnie jest usiąść i porozmawiać, odprężyć się i powzdychać.Zauważyliście, że ludzie, którzy przebywają w mieszanym towarzystwie wyglądająna bardziej zadowolonych, szczęśliwych, dynamicznych i częściej się uśmiechają?Są po prostu radośniejsi? Cóż obserwujcie dalej, ja już zauważyłem i po obserwacji i z doświadczeń własnych. To taka ciekawostka.
Bycie Polakiem emigrantem wiąże się ze świadomością ciążącej na tobie klątwy chorej rywalizacji o to kto jest lepszym emigrantem. Moje ulubione konkurencje w tej rozwijającej się dziedzinie to –
- Ile masz na godzinę? Zasady są proste. W pewnym momencie rozmowy zawodnicy pytają się nawzajem o pracę i ile mają na godzinę. Wygrywa ten kto zarabia więcej. Uwaga! Konkurencja tylko dla osób przebywających za granicą. Ja osobiście nie lubię tej konkurencji. Szukam pracy, pracy którą pokocham i wiem, że będzie sprawiać mi przyjemność – Sprzedawca w sklepie typu Top Man itd. Tak, będę zarabiał mniej niż obecnie ale co z tego? Będę poznawał nowych ludzi, przebywał w znakomitym towarzystwie między ludźmi o podobnych zainteresowaniach, będę mógł swobodnie robić kurs w college'u w kierunku, który interesuje mnie naprawdę – Fryzjerstwo, który to zacząć powinienem już we wrześniu i robić go przez najbliższe 2 lata. Obie prace to czysta przyjemność – nowi ludzie każdego dnia, nawiązywanie znajomości, żywiołowość, spontaniczność i pomysłowość, oraz pewność siebie, wszystko się zgadza, a kogo obchodzi ile będę miał na godzinę w sklepie czy w salonie?
- Ile w Anglii zarabiam złotych. Zasady są równie proste – wchodzisz na forum, znajdujesz kilka udaczników lub nieudaczników, którzy zostali w Polsce i piszesz do nich ile zarabiasz w Anglii. Podajesz w złotówkach aby potrafili sobie wyobrazić taką kwotę, bez przeliczania jej. Wygrywa ten, do którego przyłączy się reszta chwalipięt, z chęcią podzielenia się swoimi zarobkami. W tej konkurencji również jestem tylko kibicem, jednak nie bardzo się na niej znam. Nie mam zdania. W konkurencji udział może wziąć udział każdy udacznik i nieudacznik, którego stać na komputer lub kawiarenkę internetową.
- Jaki masz samochód? Zasady są proste. Zawodnicy porównują ceny, silniki, marki, stan, i wiek swoich czterech kółek. Wygrywa ten kto ma najlepszy samochód. Uwaga! Pewne marki są zakazane dla Polaków w UK bądź też zarezerwowane przez nich, zależy jak się patrzy. Konkurencja dla wszystkich sympatyków czterech kółek.
- Kim są twoi znajomi i jaka jest ich pozycja w społeczeństwie? Skomplikowana konkurencja nie dla każdego. Polega na wtrąceniu się do otwartej dyskusji i podkreśleniu, że (już)się nie przebywa wśród angielskiej klasy robotniczej, a wśród niemal sfer wyższych. Wygrywa ten, kto ma więcej znajomych w garniturach i z ołówkami za uchem a przegrywa ten, kto ma szczerbatych angielskich mate'ów z fabryki. Jest to takie delikatne podkreślenie swojej pozycji względem innych Polaków, którym po przeczytaniu/usłyszeniu tego kopary mają opaść. Do konkurencji przystąpić może każdy kto ma kompleksy, pozwolenie na pracę czyli Home Office i dostęp do internetu. Konkurencja, którą zauważyłem dość niedawno i uznałem, że jest przezabawna. Ilekroć ktoś podkreśli, że „już” jest o szczebel wyżej, pojawia mi się uśmiech na twarzy. Poznałem Anglików tu i ówdzie, kobiety i mężczyzn. Pracujemy razem, to są głównie wspaniali ludzie. Skreślanie ich przez to, że należę razem z nimi do „jakiejś warstwy” jest głupotą. W szkole też nie obchodzi mnie to i nie rozliczam ich z osiągniętych sukcesów, rozpoczętej czy rozwijającej się kariery. Powiecie – Jasny Gwint chce pracować w sklepie też mi człowiek ambitny, człowiek sukcesu. Nie wiem ale nie podoba mi stereotyp człowieka sukcesu jako pana z walizką i krawatem. Dla mnie człowiek sukcesu to ktoś spełniony i szczęśliwy w tym co robi. To właśnie ja i takim chcę się widzieć. Niekończące się awanse lub oczekiwanie ich w firmie, której się nie lubi, tylko po to by mieć trochę władzy jest nie dla mnie.
- Co robisz? Pytanie niby zwykłe ale jednak podchwytliwe. Im wyższe stanowisko tym większą przewagę masz nad przeciwnikiem, konkurentem. Do konkurencji zapraszam wszystkich ludzi, którzy są zadowoleni z tego co robią, a nie tylko z tego jakie pieniądze za to mają i ile przywilejów przysługuje im w związku w pełnioną funkcją. Nie mam zadatków na przywódcę i cieszę się z tego, bo zdecydowanie wolę być przyjacielem kolegów z pracy niż ich szefem. Śmieszy mnie jednak kiedy ambicje i chęć pracowania w swoim zawodzie przeradza się w rządzę władzy nad „bydłem”, z którym się tu przyjechało. Ludzie przestają gonić marzenia i cele a zaczynają gonić stanowiska i godzinne stawki. To smutne. W polskiej wersji tej konkurencji wygrywa ten, kto ma wyższe stanowisko i władzę. Wg mnie wygrywa ten, kto czuje się spełniony lub chociaż zmierza w konkretnym kierunku.
- Do u speak english? Zabawne dziś w pracy podszedł do mnie pewien Anglik, z którym pracowałem przez większość dnia ale nie mieliśmy okazji zamienić słowa i zapytał mnie w wolnej chwili czy mówię po angielsku. Na to ja odpowiedziałem, że oczywiście, że mówię, przecież jestem w Anglii. Obaj się uśmiechnęliśmy bo uznaliśmy to za zabawny żarcik klasy robotniczej.Konkurencja polega na podsłuchiwaniu rodaków kiedy mówią po angielsku, aby wybadać w jakim stopniu potrafią nim władać. Do konkurencji przystąpić może każdy Polak w UK.Konkurencję tą odkryłem kiedy ktoś napisał mi komentarz na forum – „…pewnie po angielsku ani be ani me…”. Wtedy dotarło do mnie, że tutaj wśród Polaków nawet już jesteś rozliczany z tego czy znasz angielski czy nie. Paradoksalne zjawisko co? Anglików rozliczamy za ich znajomość geografii a naszych za znajomość angielskiego. Całe szczęście nie muszę z nikim konkurować ani nikomu nic udowadniać. Tylko po to by nie oskarżono mnie o kompleksy na punkcie nieznajomości tego pięknego języka, powiem, ciekawostkę. Od jesieni zeszłego roku jeżdżę do pracy w pewną 50 letnią Angielką. Przez 2 tygodnie znajomości nie wiedziała, że jestem z Polski. Nie ukrywałem tego, ale po prostu nie pytała. Mówiłem na tyle dobrze, że dopiero kiedy okazało się, że nie znam historii pewnego zamku położonego niedaleko, zapytała – Are you English? Kiedy powiedziałem, że jestem z Polski, zdziwiła się.Mimo to, że mówię płynnie i gramatycznie, niekiedy czuję się oceniany przez Polaków. Mówisz źle lub wcale, jesteś przygłup, mówisz zbyt dobrze, to ci zazdroszczą i gardzą jeszcze bardziej.Nie rozumiem tylko ludzi, którzy,nie znają języka i się go nie uczą. Co zrobicie w nagłych okolicznościach, podczas wypadku, udzielania pomocy, lub co gorsza kiedy zostaniecie ciężko ranieni w wypadku itd. Trzeba się jakoś porozumieć wzywając lub udzielając pomocy. Ja wciąż się uczę w codziennych relacjach i wieczorami w internecie ćwiczę gramatykę i poszerzam zasób słówek. To jest wspaniałe uczucie i cieszę się jak dziecko kiedy mogę wprowadzić w dzień codzienny kilka przydatnych słówek i środków gramatycznych. Czuję się wtedy jak dziecko, które odkryło nową zabawę ;p
Oto więc mamy nasze konkurencje. Piłki kopać nie umiemy, ale w tych konkurencjach równych sobie nie mamy.
Bycie emigrantem wiąże się więc z byciem pod ciągłą obserwacją i byciem poddawanym ocenie. Jeśli nie masz dobrej pracy to źle jak masz dobrą pracę to i tak znajdzie się coś w czym można być lepszym od ciebie. Całe szczęście już wyrosłem z porównywania rozmiarów.Dziękuję za uwagę.
10 comments
10 Comments
alyna666
4 czerwca 2009, 10:06prawda choc troche wyolbrzymiona…
REPLYulamek
4 czerwca 2009, 17:39Duzo prawdy w tym jest, a moze i nawet caly artykol to cala prawda o nas? Jacy jestesmy naprawde na emigracji.
REPLYZnajomi anglicy, pytaja sie czy mam duzo znajomych polakow, w koncu jest nas troche w Leeds.
Odpowiedzia sa czesci Twojego artykolu.
daron4
5 czerwca 2009, 18:20Bardzo zabawnie lecz tez trafnie niestety artykol odzwierciedla nasze zycie tutaj w anglii.
REPLYcamilozeta
8 czerwca 2009, 08:47Drodzy komentatorzy, ja wiem że polska język trudna język, ale „artykuł” pisze się przez „u” otwarte. Autor artykułu ma oczywiście rację, tacy niestety jesteśmy. Proponował bym mu jednak przejrzeć i poprawić tekst, jest w nim parę błędów językowych, nie tylko angielski jest ważny 😛 Oczywiście nie każdy jest doskonały, lepiej pisać z błędami niż w ogóle, ale jeszcze lepiej pisać bez błędów.
REPLYulamek
8 czerwca 2009, 10:59Dużo prawdy w tym jest, a może i nawet cały artykul to cała prawda o nas? Jacy jesteśmy naprawdę na emigracji.
Znajomi anglicy, pytają sie czy mam dużo znajomych polaków, w końcu jest nas trochę w Leeds.
Odpowiedzią są części Twojego artykułu.
camilozeta – poprawiłem , przepraszam za błędy :))
REPLY