Credit Crunch oczami zwykłego człowieka Jeszcze rok temu pracy wystarczało dla wszystkich, zarówno dla Brytyjczyków, Polaków, jak i całej armii imigrantów legalnych i nielegalnych z całego świata. Problem powstał kilka miesięcy temu, kiedy to światem, niczym pandemia, zawładnął złośliwy wirus o tajemniczej nazwie Credit Crunch. Od tego momentu, wszyscy wszystko zaczęli oceniać przez pryzmat tego
Credit Crunch oczami zwykłego człowieka
Jeszcze rok temu pracy wystarczało dla wszystkich, zarówno dla Brytyjczyków, Polaków, jak i całej armii imigrantów legalnych i nielegalnych z całego świata. Problem powstał kilka miesięcy temu, kiedy to światem, niczym pandemia, zawładnął złośliwy wirus o tajemniczej nazwie Credit Crunch. Od tego momentu, wszyscy wszystko zaczęli oceniać przez pryzmat tego zjawiska. Już nawet prywatne rozmowy z rodziną w kraju musiały zawierać w sobie pytania: A u was też tak ciężko? Jest praca? W gruncie rzeczy na początku nie było wiadomo, co się stanie i jak się na to przygotować. Czy zwinąć dobytek, żeby być w każdej chwili gotowym na ucieczkę? Czy może udawać, że nic się nie dzieje i czekać na to, co przyniesie kolejny dzień?
Trzeba przeczekać
Zaczęło się chyba od drastycznego spadku cen nieruchomości i ograniczenia przez banki udzielania kredytów. Właśnie w momencie, kiedy wielu Polaków poczuło się na Wyspach na tyle stabilnie, żeby zdecydować się na kupno domu czy mieszkania, nagle pojawiły się ograniczenia. Wymagania stawiane kredytobiorcom znacznie wzrosły, podobnie jak wymagany wkład własny. Media alarmowały, że czas na sprzedaż się skończył i każdy, kto nosił się z zamiarem sprzedaży domu powinien przeczekać okres kryzysu.
Bankrutujące przedsiębiorstwa
Kolejnym objawem narastającego kryzysu było załamanie na rynku pracy. Wiele przedsiębiorstw zostało zamkniętych lub wchłoniętych przez inne, lepiej prosperujące firmy. Ludzie zaczęli tracić pracę również na skutek redukcji etatów. Najbardziej ucierpiała na tym klasa robotnicza, której tak silnymi reprezentantami są niestety wciąż polscy imigranci. Jednak nie tylko oni zaczęli tracić pracę, ale także rodowici mieszkańcy Wysp. Problem pojawił się, kiedy ci miejscowi robotnicy zaczęli starać się o pracę w innych przedsiębiorstwach, których problemy kryzysu jeszcze nie dotknęły…
Winny: Polak
Nieprzyzwyczajeni do wkładania wysiłku w szukanie pracy, zwykli obywatele, byli tym bardziej zdziwieni, kiedy okazało się, że miejsca pracy w innych fabrykach są zajęte. A przez kogo? Oczywiście przez imigrantów, najczęściej polskich. Co więc myśli sobie taki, przeciętny, brytyjski przedstawiciel klasy robotniczej? Uważa zapewne, że to niedopuszczalne, że w jego własnym kraju, on traci pracę a obcokrajowcy zajmują mu miejsce. Głównie z tego powodu byliśmy świadkami kilku strajków, podczas których miejscowi demonstrowali swoje poglądy w stosunku do imigrantów „zabierających” im pracę. Wciąż jednak były to sytuacje skrajne, a sami uczestnicy strajków twierdzili, że protestują przede wszystkim przeciwko sprowadzaniu i zatrudnianiu przez wielkie koncerny, pracowników z zagranicy, a nie przeciwko samym imigrantom.
Stabilizacja
Z drugiej strony, nie powinniśmy się chyba niczemu dziwić. Gdyby podobna sytuacja miała miejsce w Polsce, prawdopodobnie strajki trwałyby do dziś, a wszystko nie odbywałoby się w tak poprawnej, przynajmniej politycznie, atmosferze. Nie oznacza to oczywiście, że tego typu aktywności należy tolerować czy akceptować, jednak takie, jawne okazywanie niechęci wydaje się być zrozumiałe i kulturowo wytłumaczalne dla pewnych grup społecznych.
A co dalej z kryzysowym wirusem?
Prawdopodobnie, życie zwykłego śmiertelnika niewiele się zmieniło. Z pewnością trudniej jest znaleźć nową pracę, ale poza tym więcej kryzysu widać chyba w telewizji, niż w życiu codziennym. Prawdą jest, że niechęć do nas, Polaków można było zauważyć już wcześniej i to głównie ze względu na wciąż rosnącą liczbę przyjeżdżających, nie zawsze kulturalnych i mieszczących się w ramach brytyjskiego stylu życia. Liczba ta ostatnio ustabilizowała się. Znajomi znajomych już nie przyjeżdżają szukać pracy w ciemno, a zadomowieni korzystają z wyprzedaży w likwidowanych, od czasu do czasu, sklepach popularnych sieci handlowych.
Bagatelizując, to chyba najbardziej widoczny efekt światowego kryzysu w oczach zwykłego człowieka.
4 comments
4 Comments
dziobak160471
12 maja 2009, 21:29TO POLCY POLAKOM sa,tu wrogiem a nie inni czyli emigranci nielegalni bo ktory polaczek doszedl do pseudo wladzy zgnebi nastepnego jesli bedzie uwazal ,ze tak musi .To smieszne ale prawdziwe .
REPLYnowy_nowa
13 maja 2009, 22:49To nie smieszne lecz tragiczne. Dlatego madry polak po za sporadycznymi kontaktami na forum czy w kosciele raczej z dala od rodakow sie trzyma. Wtedy naprawde mozna spokojnie zyc i do czegos „dojsc”.
REPLYinsect
25 maja 2009, 19:17Swieta racja. wiekszosc innych narodow zyje razem, tylko nie Polacy. I prawda jest ze jesli chce sie zyc spokojnie i dojsc do czegos nie nalezy trzymac razem z naszymi.
REPLYMarcin_Wlkp
27 maja 2009, 13:59Te wypowiedzi to troche przesada. Ja mieszkam na Wyspach 5 lat i caly czas pomagam innym Polakom. Pracuje w zarzadzie firmy budowlanej i mamy kilka Polskich sprzataczek. Jak maja jakis problem to ida do mnie, a ja staram sie im pomóc. Mnie to Polak uratowal zycie (starsze pokolenie urodzony w latach 50). Jak to Anglicy mówia: What goes round, comes round.
REPLYPomagajcie rodakom, bo nigdy nie wiadomo co was moze spotkac!
Jak ktos dostanie troche wladzy to juz sie puszy. To tylko swiadczy o jego slabosci. Pokazcie klase. Chociaz szczerze powiem ze jak slysze K…., H……., Pier…… to lepiej wole sie nie przyznawac i udawac Anglika.
Jestem jedynym Polakiem u nas w zarzadzie, mam tez równiez samych Anglików na Universytecie, wiec czuje sie swietnie, bo to fajni ludzie. Ale stara generacja Polaków tez jest cool.
Jeszcze raz – pomagajcie innym Polakom nawet jak ani me ani be po angielsku – los Wam to wynagrodzi.
Feciu