Co narobił spadający funt

Dobra wiadomość dla tych, których martwi niska wartość brytyjskiego funta – jego cena wzrośnie. …ale o tym, że osiągnie poziom sześciu czy nawet siedmiu złotych nie ma co marzyć. Tak twierdzą specjaliści od rynków walutowych. Czasy, kiedy funt szterling kosztował siedem złotych już nie wrócą, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości. Choć w ekonomii, tak

Dobra wiadomość dla tych, których martwi niska wartość brytyjskiego funta – jego cena wzrośnie.

…ale o tym, że osiągnie poziom sześciu czy nawet siedmiu złotych nie ma co marzyć.

Tak twierdzą specjaliści od rynków walutowych.

Czasy, kiedy funt szterling kosztował siedem złotych już nie wrócą, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości. Choć w ekonomii, tak jak w życiu, nigdy nie należy mówić „nigdy”, to jednak musiałby nastąpić jakiś kataklizm, który wstrząsnąłby polską gospodarką na tyle, by zastopować jej rozwój, i – co za tym idzie – osłabić złotówkę. Gdyby jeszcze do tego emigranci przestali wysyłać pieniądze do Polski, można by się było cieszyć „siedmiozłotowym funtem”.

 Niedługo pójdzie w górę
– Jeśli czegoś jest na rynku dużo lub za dużo, to cena musi spaść – mówi Ryszard, właściciel kantorów w Warszawie. – W okresie przedświątecznym ludzie przychodzili do mnie z worami pieniędzy, podobnie było w kantorach w całej Polsce i w bankach.
Jego zdaniem, funt pójdzie w górę. Podobnego zdania są analitycy kursów walutowych prezentujący swoje opinie w portalach finansowych. Jako górną granicę podają – 5,50 zł.
– Dobre i to – cieszy się Andrzej Pawelec, glazurnik, legniczanin, który od 1998 roku przebywa w Londynie. – Nie narzekam na zarobki, ale muszę przyznać, że święta kosztowały mnie znacznie więcej niż rok wcześniej.
Bilet do Wrocławia, tam i z powrotem, kosztował go ponad 300 funtów, a przecież nie przyjechał z pustymi rękami. Nie brał co prawda żadnych prezentów ze sobą, lecz dość poważną kwotę pieniędzy. Nie wiedział, że w Polsce wszystkie ceny poszybowały znacznie w górę. Na przedświąteczne zakupy, głównie produkty żywnościowe, poszło mu dwa razy więcej pieniędzy niż w poprzednie święta i trzy razy więcej niż w roku 2003. Na „wypasione” prezenty już nie starczyło.

Cieszy, bo tani
Tani funt bardzo cieszy Marcina Toczka z Warszawy, świeżo upieczonego magistra politologii, który przyjechał do Londynu kontynuować studia.
– Wiem, że to niektórych wkurzy, ale ja byłbym bardzo szczęśliwy gdyby funt kosztował nawet i 50 groszy, bo moich rodziców, którzy ślą pieniądze na moje utrzymanie i studia, kosztowałoby to zancznie mniej – rozmarza się Marcin. Do osób, które cieszą się z taniego funta należy również Lucyna Micał, właścicielka trzech stoisk w jednej z rzeszowskich galerii handlowych: – Dzięki taniemu funtowi spędziłam święta i sylwestra w Londynie. Mogłam sobie kupić na wyprzedażach o wiele więcej rzeczy niż wcześniej, kiedy tu przyjeżdzałam w tym celu.

Martwi, bo tani
Można się tylko domyślać, jak zareagowaliby Robert i Małgorzata Świętoniowscy na słowa Marcina czy Lucyny, bo dla nich tani funt, to tragedia. W Londynie mieszkają i pracują od siedmiu lat. Kiedy tu przyjechali funt kosztował siedem złotych. Oboje zarabiali dobrze, a w Polsce wszystko było tanie, przynajmniej w porównaniu z UK. – Nabraliśmy różnych kredytów, wybudowaliśmy w Polsce dom i kupiliśmy mieszkanie. Spłacanie kredytów było dla nas nieodczuwalne. Dwie studiujące córki i uczący się syn zostali w Polsce pod opieką teściów – emerytów. Pieniędzy wystarczało nie tylko na spłatę kredytów, lecz również na opłaty, a nawet finansowanie studiów medycznych starszej córki, która kształci się na lekarza w niepublicznej akademii medycznej w Bydgoszczy. Rok studiów na tej uczelni kosztuje nawet i 20 tysięcy złotych. No i skończyło się – mówi z rezygnacją w głosie Robert. – Funt spada, firm sprzątających coraz więcej na rynku, więc żeby się utrzymać obniżamy ceny usług. Nie na wiele się to zdaje, zarabiamy mniej, a musimy wydawać więcej, bo w Polsce ceny wariują. Córce zostało jeszcze półtora roku studiów, a co będzie jak zabraknie pieniędzy? Próbowała się przenieść na uczelnię państwową do Łodzi, ale podanie odrzucono, w Gdańsku też. Nie wiemy, co robić, bo do Polski wracać nie ma po co, a tu -jeśli funt nadal będzie spadał – też nie ma czego szukać.

Winni są spekulanci
Krzysztof Igielski, dobiegający pięćdziesiątki elektronik z południowo-wschodniej Polski, ma podobny problem, tyle że z dolarami. Kiedy wyjeżdżał do USA, dolar kosztował ponad cztery złote, a jego cena szybko rosła. Kiedy doszła do 4,5 zł panowało powszechne przekonanie, że kwestią czasu, i to niedługiego, jest skok na poziom 5 zł. Krzysztof uznał, że to najwłaściwszy czas, by nabyć duży dom, luksusowo go wyposażyć i kupić córce mieszkanie. Wziął kredyty pod zastaw domu swoich rodziców i ich depozytu bankowego. Pół roku na okrągło pracował w Stanach, bez urlopów, weekendów i świąt, i na pół roku wracał do Polski, gdzie składał i naprawiał komputery, telewizory oraz inny sprzęt elektroniczny. I tak w kółko. Pieniądze płynęły wartkim strumieniem i wystarczało na wszystko, a nawet zostawała z tego całkiem spora górka.
– Najpierw szlag trafił górkę, a później zaczęło mi wyżerać pieniądze z konta, bo wartość dolara zaczęła spadać – złości się Krzysztof.
Jakby tego było mało, jego młodszy brat, w przekonaniu, że cena dolara wzrośnie do 5 zł, wydał wszystkie oszczędności na zakup tej waluty, a było tego ponad 200 tysięcy złotych. I właśnie wtedy dolar zaczał spadać na łeb, na szyję. Brat jeszcze się łudził, że to chwilowo, ale się przeliczył. Oprzytomniał dopiero wtedy, kiedy „zielony” zleciał na 3,80. Sprzedał wszystkie i teraz kolor zielony doprowadza go do szału. Żona Krzysztofa ma już wizę do USA, ma załatwioną pracę, ich córka z mężem również.
– Z części zarobionych pieniędzy pospłacamy zobowiązania, za resztę będziemy żyli, coś tam odkładali, w oczekiwaniu na lepsze czasy – mówi Anna, żona Krzysztofa.
– A ja w ogóle nie chcę słuchać o żadnym kryzysie w Stanach. Ja tam nic takiego nie widzę. Ceny są stabilne – jak skarpety 10 lat temu kosztowały dolara, tak kosztują nadal. Paliwo podrożało, ale i tak jest tanie. Ja będę namawiał rodzinę, żeby tu zostać, bo tu są perspektywy na godne życie – mówi Krzysztof i dodaje, że jego zdaniem rynkami walutowymi rządzi kilku rekinów światowej finansjery, którzy manipulują cenami i zbijają wielkie fortuny na spadkach i zwyżkach.

Danuta Kordys, w USA od 17 lat, jest szefową służb sanitarnych na największym lotnisku świata – O’ Hare w Chicago. Do emerytury, podobnie jak jej mężowi, pozostało jeszcze osiem lat. Kilka lat temu kupili działkę pod Krakowem z zamiarem wybudowania domu i powrotu do Polski.
Już mi przeszło – mówi Danuta. – Za moją emeryturę będę tu żyła jak królowa, a w Polsce to będą jakieś grosze.
Kordysowie mają na jednym z prestiżowych przedmieść Chicago dwa luksusowe domy, z których jeden wynajmują. W garażach stoją trzy drogie samochody.Wszystko pospłacane, nie mają żadnych długów.
– I do tego zarobiliśmy jeszcze na tej podkrakowskiej działce,bo ceny nieruchomości poszły w Polsce do góry i otrzymaliśmy za nią siemiokrotną wartość tego co włożyliśmy.
Zenon po ponad czterdziestu latach pobytu w USA wrócił wraz żoną, już jako emeryt, do rodzinnego Przemyśla, z wcale pokaźną emeryturą. Dolar kosztował wówczas co pawda 3,60 ale jego dochody i żony i tak czyniły ich krezusami. Do tego jeszcze kamienica w śródmieściu, na dole sklepy, na górze lokatorzy. Kiedy jednak dolar spadł na 2,40 Zenon się załamał. – Nie umrę z głodu, ale zaangażowałem się w kilka przedsięwzięć, miałem wielkie plany, z których muszę niestety zrezygnować ze szkodą nie tylko dla siebie.
Wracać do Stanów nie mają po co, bo sprzedali dom. Listopad i grudzień spędzili podróżując po Meksyku wzdłuż wybrzeża.
– W Polsce za te pieniądze mógłbym spędzić co najwyżej dwa deszczowe tygodnie w jakiejś Ustce, na brudnej kwaterze, przy smażonej flądrze i piwie – mówi z goryczą.
W podobnej sytuacji znaleźli się Polacy, którzy dorobili się emerytury na Wyspach. Pracowali z tą myślą, że wrócą do Polski, i to nie na stare lata, bo np. Anna ma 51 lat.
– Po prost nie ma sensu – stwierdza krótko.
Będzie pracować nadal, żeby emerytura była większa i mogła sobie żyć z niej w Polsce w taki sposób, jaki sobie kiedyś wymarzyła.

Chcesz skomentować? Kliknij:

http://www.leeds-manchester.pl//forum/viewtopic.php?t=5470

Podobne artykuły

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked with *