Słowo „polish”, albo „Poles” stało się wygodnym skrótem myślowym oznaczającym kilka rzeczy na raz, często wykluczających się „plusów dodatnich i plusów ujemnych”. Brytyjscy pracodawcy chwalą polskich imigrantów za to, że pracują wydajnie, ale z drugiej strony, ci sami Polacy obwiniani są za bolączki życia społecznego, zwłaszcza za niedostatki służb publicznych: szkolnictwa i służby zdrowia. Choć
Słowo „polish”, albo „Poles” stało się wygodnym skrótem myślowym oznaczającym kilka rzeczy na raz, często wykluczających się „plusów dodatnich i plusów ujemnych”.
Brytyjscy pracodawcy chwalą polskich imigrantów za to, że pracują wydajnie, ale z drugiej strony, ci sami Polacy obwiniani są za bolączki życia społecznego, zwłaszcza za niedostatki służb publicznych: szkolnictwa i służby zdrowia.
Choć żaden brytyjski urząd nie umie ich policzyć, Polacy są wygodnym powodem pozwalającym tym służbom usprawiedliwiać to, że nie funkcjonują tak dobrze, jak powinny i występować z wnioskami do rządu o dofinansowanie. Dodatkowej zrzutki uzasadnianej nieprzewidzianymi wydatkami na imigrantów domaga się od rządu policja, związki nauczycieli i lokalne władze samorządowe. S chlebiający ksenofobii brukowiec „Sun” pisze „Poles”, ale ma na myśli nielubianą Unię Europejską stojącą na gruncie swobodnego przepływu ludzi. To przez UE i nieskuteczną obronę brytyjskiej suwerenności ze strony rządu – sugeruje w podtekście gazeta – w Wlk. Brytanii jest tylu Polaków. Opozycyjna partia konserwatywna ma powody do wdzięczności wobec Polaków, bo to dzięki nim może mówić o imigracji bez narażenia się na zarzut podsycania rasistowskich uprzedzeń i krytykować rząd za to, że nie przewidział tego, iż otwarcie dla nich rynku pracy spowoduje ich aż tak liczny przyjazd. Bank Anglii w napływie imigrantów z nowej UE dostrzegł ważny czynnik anty-inflacyjny.
Pracodawcy cenią polskich pracowników za to, że są elastyczni i dają się naciągać jak gumka. Zadowolenie z nich z początkiem grudnia wyrazili przedstawiciele sieci supermarketów Sainsbury’s. Występując przed komisją Izby Lordów badającą skutki otwarcia brytyjskiego rynku pracy, chwalili wysoką etykę pracy imigrantów przeciwstawiając ją postawie brytyjskich pracowników. Imigranci gotowi są pracować ciężej i dłużej za niższe stawki, co podoba się w Sainsbury’s. Z tego samego powodu, dla którego polscy imigranci podobają się kierownictwu Sainsbury’s, nie podobają się organizacji Migrationwatch, według której miejscowa siła robocza wypierana jest z rynku pracy i podcinana płacowo.
Ostatnio skrót myślowy „polish”, o nowy wymiar wzbogacił przewodniczący największej organizacji pracodawców CBI Richard Lambert, wypominając rządowi niedociągnięcia oświatowe. „Straciłem rachubę, ile razy różne firmy opowiadały mi przygnębiające historie o tym, jak polscy pracownicy okazali się o wiele lepsi od ich brytyjskich rówieśników, którzy (z dyplomami brytyjskich uczelni) mieli trudności w rachunkach i angielskim” – powiedział Lambert w przemówieniu. Lambert sądzi, że zabiegi Partii Pracy mające na celu zwiększenie liczby absolwentów szkół wyższych i tym samym podniesienie ogólnego poziomu wykształcenia Brytyjczyków nie spowodowały, iż stali się oni lepiej przygotowani do sprostania wymogom rynku pracy. Dlatego pracodawcy często wolą zatrudnić Polaków zawodowo przygotowanych równie dobrze, lub lepiej, a za to startujących z niższego pułapu oczekiwań.
Jeśli wierzyć raportowi The Learning and Skills Council, Polacy mają wśród brytyjskich pracodawców tak wysoką renomę, iż Czesi i Rumuni podają się za nich w przekonaniu, że ułatwi im to otrzymanie pracy. Czy jednak ci sami pracodawcy, którzy chętnie zatrudniają Polaków chcieliby ich mieć za sąsiadów? Co innego gastarbeiterzy, a co innego ludzie, z którymi trzeba walczyć o miejsce do parkowania. I jeśli rzeczywiście Polacy są doceniani jako pracownicy, to dlaczego związki zawodowe organizują pikiety w obronie ich praw pracowniczych? Stefan Kisielewski napisał, że „Polak za granicą albo się wynaradawia, albo dziwaczeje”, ale nie przewidział sytuacji, że może być zwyczajnie sobą. Miał jednak rację pisząc, że to „nie dobrobyt jest celem, lecz dążenie do niego”.
Leave a Comment
Your email address will not be published. Required fields are marked with *