A Ty?! Już 22 maja Brytyjczycy ruszą do punktów wyborczych, by wziąć udział w wyborach lokalnych i do Parlamentu Europejskiego. Dla Wielkiej Brytanii mogą to być wybory przełomowe. Od ich wyniku zależeć może obecność tego kraju w szeregach Unii, a co za tym idzie, nasza obecność na Wyspach. Najnowsze notowania wskazują, że UKIP, czyli antyeuropejska
A Ty?!
Już 22 maja Brytyjczycy ruszą do punktów wyborczych, by wziąć udział w wyborach lokalnych i do Parlamentu Europejskiego. Dla Wielkiej Brytanii mogą to być wybory przełomowe. Od ich wyniku zależeć może obecność tego kraju w szeregach Unii, a co za tym idzie, nasza obecność na Wyspach.
Najnowsze notowania wskazują, że UKIP, czyli antyeuropejska partia cieszy się sporym poparciem i pretenduje do wygranej w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Według sondażu przeprowadzonego przez YouGov pod koniec ubiegłego roku, UKIP traci niespełna 6 punktów procentowych do Partii Pracy i wyprzedza Konserwatystów. Ponad jedna czwarta wyborców oddałaby głos właśnie na UKIP.
Paul Oakley, kandydat UKIP na radnego londyńskiego Lewisham cieszy się z rosnącego wsparcia bo według niego członkostwo w Unii to „katastrofa” dla Wielkiej Brytanii. „
Rzeczywiście mamy apetyt na wygraną. Wszystkie inne partie popierające nasze członkostwo w Unii straciły kontakt z rzeczywistością. W ostatnich wyborach byliśmy drudzy, a problemy od tamtego czasu się zintensyfikowały”
Patryk Maliński, kandydat Torys’ów na radnego londyńskiej dzielnicy Feltham, uważa, że taki wynik „w dużym stopniu odzwierciedlać będzie brytyjską opinię publiczną”.
Z kolei Roger Casale, szef paneuropejskiej organizacji New Europeans, za taki trend w brytyjskim społeczeństwie obwinia apatię polityków lewicy i brak rzetelnych informacji dotyczących migracji wewnątrzeuropejskiej.
“Brytyjczycy zawsze byli negatywnie nastawieni do przyjezdnych. Sęk w tym, że zarówno ugrupowania liberalne, jak i media publiczne nie były w stanie odeprzeć antyimigracyjnej retoryki partii prawicowych. A fakty mówią same za siebie”- wyjaśnia Casale.
Najnowsze badania przeprowadzone przez University College London pokazują jednak , że zamiast obciążać gospodarkę, imigranci z Unii Europejskiej wspierają ją w sposób „niezwykle silny”.
Mimo to według danych British Future (niezależny think-tank przyp. redakcja) aż 38% Brytyjczyków chce renegocjacji warunków z Unią Europejską, a aż 28% jest za całkowitym wyjściem z bloku.
Według Malińskiego jego ugrupowaniu zależy na renegocjacji warunków członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, a nie na jej całkowitym opuszczeniu. Jak sam mówi, Konserwatyści to Partia eurorealistyczna.
“Jeżeli Unia Europejska okaże się elastyczną i słuchającą swoich członków organizacją i usiądzie z Brytyjczykami do stołu, to Brytyjczycy najprawdopodobniej zagłosują by pozostać w tym klubie” – mówi Maliński.
Na renegocjacje jednak nie ma na tym etapie najmniejszych szans, o czym zapewnił Premiera Davida Camerona Prezydent Francji Francois Hollande podczas ostatniej wizyty w Wielkiej Brytanii pod koniec stycznia bieżącego roku.
“W tej kwestii UKIP zgadza się z Barroso (obecnym Prezydentem Unii Europejskiej przyp. redakcja) – renegocjacja warunków członkostwa jest niemożliwa. Dlatego jedynym wyjściem jest wyjście z Unii. I wyjdziemy!” – potwierdza stanowczo Oakley.
Casale także uważa, że widmo opuszczenia szeregów Unii Europejskiej jest realne. Według niego wyjście z Unii oznaczałoby utratę prawa do życia i pracy w Wielkiej Brytanii dla około 2.3 milionów obywateli Europy. Ten sam los podzieliłoby prawie tyle samo Brytyjczyków zamieszkujących państwa Unii Europejskiej. „To ogromne ryzyko, które musimy brać na poważnie!” – uczula.
Maliński jednak uspokaja i nawołuje by zaprzestać propagandy strachu i popłochu. Twierdzi, że w przypadku wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii “nie dojdzie do żadnych masowych deportacji – byłoby to kompletnie niezgodne z brytyjskim interesem i tradycją”.
Według niego Polacy w Wielkiej Brytanii „najprawdopodobniej dostaną wizy typu stały pobyt z prawem do pracy, a na nowych przybyszów najprawdopodobniej zostaną nałożone jakieś restrykcje”.
Kwestie logistyczne po ewentualnym opuszczeniu szeregów Unii nie zostały jednak sprecyzowane przez obecny rząd. Należy się zatem liczyć z tym, że tegoroczne wybory zarówno do Parlamentu Europejskiego, jak i lokalne mogą być naszymi ostatnimi. Dlatego bardzo istotny jest czynny udział w nadchodzących wyborach oraz większe zaangażowanie polityczne Polaków żyjących na Wyspach.
“Gdy będziemy mieli przedstawicieli w brytyjskich partiach, w lokalnych radach, może w przyszłości w Parlamencie brytyjskim, wówczas będziemy partnerem do rozmów przy każdej debacie dotyczącej zmian w polityce imigracyjnej” – przekonuje Maliński.
Podobnego zdania jest Stefan Kasprzyk, były burmistrz londyńskiego Islington z ramienia Liberal Democrats. Według niego tylko aktywne uczestnictwo Polaków w życiu politycznym na Wyspach może przekonać polityków, że jesteśmy ważnym elektoratem, że muszą się z nami liczyć. „To nasze być albo nie być w Wielkiej Brytanii” – mówi.
Tej opini nie podziela Paul Oakley. Jak sam mówi “UKIP wolałby aby Polacy głosowali na swoich kandydatów w swoim kraju”.
Póki co statystyki nie budzą optymizmu. Około 400 tysięcy polskich obywateli posiada prawo do głosowania w wyborach lokalnych i europejskich na Wyspach. Mimo to zaledwie jedna piąta uprawnionych Polaków wzięła udział w wyborach na burmistrza Londynu w 2012 roku.
Według danych Uniwersytetu Sussex oraz Głównego Urzędu Statystycznego (Office for National Statistics przyp. redakcja) nieco ponad połowa obywateli Unii Europejskiej była zarejestrowana w wyborach w 2011.
„Musimy się sprężyć bo jest wiele do zrobienia” – nawołuje Casale, – „Nasze gospodarka i usługi publiczne załamałyby się gdybyśmy jutro wyszli z Unii. To byłby błąd strategiczny historycznych rozmiarów, dlatego potrzebujemy Polaków i pozostałych obywateli Unii, by brali udział w wyborach”.
Źródło: Vote; Marta Gregorczuk-Migdałek Campaign Press Officer
Leave a Comment
Your email address will not be published. Required fields are marked with *