Niepodległość Polski to zbyt ważne wydarzenie, byśmy mieli przesiedzieć je w domachi. Tak mówią młodzi polscy patrioci z Wielkiej Brytanii. O tym, po co Polakom patriotyzm na emigracji wyjaśnia Jerzy Byczyński ze Stowarzyszenia Patriae Fidelis. Po co Polakom za granicą patriotyzm? Patriotyzm się po prostu opłaca. Wspieramy akcję „swój do swego po swoje” by Polacy
Niepodległość Polski to zbyt ważne wydarzenie, byśmy mieli przesiedzieć je w domachi.
Tak mówią młodzi polscy patrioci z Wielkiej Brytanii. O tym, po co Polakom patriotyzm na emigracji wyjaśnia Jerzy Byczyński ze Stowarzyszenia Patriae Fidelis.
Po co Polakom za granicą patriotyzm?
Patriotyzm się po prostu opłaca. Wspieramy akcję „swój do swego po swoje” by Polacy częściej korzystali z usług innych Polaków w Anglii. Bierzmy przykład z innych mniejszości narodowych, które mają swoje zaplecza doradców i prawników. Żaden polityk nie wda się w złą relację z hindusami czy muzułmanami, wręcz próbuje się wkupić w ich łaski. W Marszu Żywych biorą udział dziesiątki ambasadorów i posłów. Premier Cameron składa życzenia w Ramadan. Natomiast na cmentarzu Gunnersbury podczas obchodów katyńskich pojawia się grupka nieco ponad setki Polaków i ani jednej angielskiej stacji telewizyjnej. Jeśli będziemy się sami wyłączać z życia publicznego, to w pewnym momencie zostaniemy całkowicie wyrzuceni poza społeczny margines. A jeśli zdecydujemy się mieć tutaj dzieci, będą one ze wstydu zmieniać swoje nazwiska. Powinniśmy mieć kilkudziesięciu radnych, a nie jak dotąd jednego czy dwóch, powinniśmy mieć posłów – ludzi, którzy by nas reprezentowali, dbali o nasze potrzeby i o nasze dobre imię. Patriotyzm Polakom jest potrzebny zawsze i wszędzie – to dzięki niemu przetrzymaliśmy zabory, okupację. Także dzisiaj; rozłąki rodzin, trudna sytuacja ekonomiczna i polityczna powinny od nas wymagać, byśmy byli patriotami. Nawet z dala od naszej ojczyzny.
Jak zbudować silną Polonię, skoro Polacy często stronią od Polaków za granicą, nie tworzą wspólnoty, organizują się świetnie tylko w ekstremalnych sytuacjach (śmierć Jana Pawła II, pierwsze dni po katastrofie smoleńskiej)? Inaczej – co w praktyce trzeba zrobić, żeby im się zaczęło chcieć na co dzień?
Nie jest to kwestia Polaków tylko za granicą, to niestety pewna przypadłość, która towarzyszy nam od stuleci. Podczas wojen i trudniejszych okresów jesteśmy sprytnym i współpracującym narodem. Walczymy jak żaden inny, wspieramy się jak bracia i siostry. Kiedy tylko poczujemy powiew wolności, natychmiast leniwiejemy i przestajemy myśleć jak wspólnota. Żeby to się zmieniło, musimy przygotowywać i budować polskie więzi cały czas. W Anglii narastają nastroje antyimigranckie i narastać będą. Powinniśmy już teraz zacząć myśleć co zrobić, by rykoszetem nie dostało się także nam. Powinniśmy mieć wpływy we wszystkich placówkach, na wszystkie partie i instytucje. Musimy zacząć się liczyć. Bo jeśli nie będziemy decydować za siebie, ktoś inny zadecyduje za nas.
Mówisz o pozytywnych relacjach brytyjskich polityków z innymi mniejszościami narodowymi w UK, a tymczasem Polacy stają się symbolem tej niedobrej imigracji, która zabiera pracę rodowitym Brytyjczykom, żyje na zasiłkach czy nadwyręża służbę zdrowia. Brytyjski rząd szukał „kozłów ofiarnych”, a media szybko podchwyciły temat. Niełatwo w takich warunkach manifestować Polskość…
Nie uważam, że Polacy stają się symbolem złej imigracji. Jesteśmy bliscy kulturowo Anglikom i jak pokazały ostatnie statystyki przygotowane przez University College London, wpływy z podatków Polaków w Wielkiej Brytanii są o 30 proc. wyższe niż kwota, którą w sumie pobieramy z instytucji państwowych. W porównaniu do imigrantów spoza Europy, u których ten procent oficjalnie oscyluje wokół błędu statystycznego, wypadamy naprawdę dobrze. Mamy opinię solidnych pracowników, a prawie na każdym uniwersytecie istnieje Polish Society zrzeszające polskich studentów. Płacimy podatki i wyraźnie nie naciągamy państwa brytyjskiego. Jesteśmy potrzebni starzejącemu się angielskiemu społeczeństwu. Z pewnością jednak Wyspy w pewnym momencie powiedzą stop całej imigracji, a my musimy być na to przygotowani – mieć rezydentury, paszporty oraz zaplecze medialne, które nas obroni przed populizmem takich partii jak np. UKIP, które bezpardonowo atakują Polaków i nic im z tego powodu nie grozi. Przy okazji inne mniejszości skutecznie bronią się przed dyskryminacja, my nie mamy żadnych kancelarii prawniczych czy instytucji, które by broniły naszej godności. Ambasada powinna wesprzeć takie działania, to leży w interesie nas wszystkich.
Rozmawiała Katarzyna Kozak, MojaWyspa.co.uk
Leave a Comment
Your email address will not be published. Required fields are marked with *