Polskie kupowanie rzeczy

Tu się sprzedaje, tu się kupuje, odejdź stąd mały, bo cię opluję Dawno, dawno temu, na polskich targach sprzedawcy krzyczeli: „Tu się sprzedaje, tu się kupuje, odejdź stąd mały, bo cię opluję”. Angielscy sprzedawcy na car boot sell-ach zapewne też głosy maja donośne, ale nie muszą zachwalać swoich towarów, bo wszyscy szukający wiedzą, że tylko

Tu się sprzedaje, tu się kupuje, odejdź stąd mały, bo cię opluję

Dawno, dawno temu, na polskich targach sprzedawcy krzyczeli: „Tu się sprzedaje, tu się kupuje, odejdź stąd mały, bo cię opluję”. Angielscy sprzedawcy na car boot sell-ach zapewne też głosy maja donośne, ale nie muszą zachwalać swoich towarów, bo wszyscy szukający wiedzą, że tylko tu można kupić atrakcyjne towary po bardzo atrakcyjnych cenach.

Polacy też to wiedzą, dlatego wielu naszych rodaków nie wyobraża sobie niedzieli bez wypadu na car boot sell. Wielu Anglików ma naturę zbieraczy i otaczają się ogromną ilością niekoniecznie potrzebnych rzeczy. Obok antyków, w których się lubują, w ich domach wiele jest rzeczy, które pełnią rolę „zbieraczy kurzu”.

Czasem jednak tych przedmiotów jest tak dużo, że pakuje się je do bagażnika i w niedzielny poranek wyrusza się na wielki bazar rzeczy używanych, by w ten sposób zasilić domowy budżet lub zarobek przeznaczyć na wakacyjny wyjazd. Bazary owe mieszczą się na łąkach w pobliżu miast. Reguła jest jedna, musi być to miejsce, które pomieści kilkaset stoisk sprzedających oraz jeszcze większą liczbę samochodów, którymi przyjeżdżają kupujący.

Niedzielna wyprawa

W pewną słoneczną niedzielę wybrałem się z żoną na jeden z takich bazarów. Łąka, na której swoje stoiska rozłożyli sprzedawcy, miała tak na oko rozmiar trzech boisk piłkarskich, do tego dodatkowe trzy boiska przeznaczone na parking. Za wejście na teren bazaru pobierano opłatę w wysokości 80 pensów, jednak ci, którzy chcieli wejść wcześniej, a co za tym idzie, mieć większy wybór oferowanych towarów, musieli zapłacić więcej.

„To są hurtownicy – informuje mnie Henryk, który wraz ze swoją żoną towarzyszy nam w tej wyprawie – Kupują co lepsze rzeczy, najczęściej stare meble, czy antyki, których jest tu sporo, pakują do busa i wywożą do Polski, na Litwę czy tam, skąd pochodzą.

Tacy, jak my detaliści muszą czekać do 13, kiedy to cała wiara ruszy. Przy wejściu dostajemy bilet, ale Heniek podaje rękę, by sprzedawca przybił mu na niej pieczątkę i mi każe zrobić to samo. To na wypadek, gdybyś bilet zgubił i wyszedł z bazaru do samochodu zostawić rzeczy. Ten znak potwierdza, że raz już płaciłeś i nie będą chcieli znów od ciebie pieniędzy” – tłumaczy mi kolega.

Takie wyjazdy to z reguły „wyprawa rodzinna”. Kobieta jest od kupowania, mężczyzna  od dźwigania zakupów, a dla dzieci to niezła rozrywka, bo obok stoisk sprzedawców są też karuzele, dmuchane zamki do skakania czy sportowe strzelnice. Zasada obowiązująca na takich wycieczkach jest prosta, każdy członek rodziny powinien mieć telefon.

„Gdzie Ty do cholery jesteś, pół godziny już czekam… Co?!… a koło budki z hot dogami” – słyszę za plecami. „Co się pan tak denerwuje” – usiłuję uspokoić rodaka. „Zapal pan sobie, żona jest jak bumerang zawsze powraca. Pana też wróci, jak skończą jej się pieniądze, a całe szczęście tu kartami płacić nie można.”

Rzeczywiście po kilku minutach połowica mojego rozmówcy wraca z pokaźną torbą dziecięcych ubrań. „Od paru lat na tym właśnie carboocie ubieram siebie i moje dzieci – mówi zadowolona – Zasadę mam prostą, rzeczy z dobrych firm – next ben sherman itd. i tylko z metką. Można się zdziwić, ile tego tam jest. Pod koniec tamtego roku w ciągu dwóch tygodni za sumę mniej więcej 20 funtów kupiłam dla mojego syna rzeczy tylko z nexta warte około 300 funtów w sklepie (dwie pary spodni, kilka koszul, podkoszulki kilka swetrów).

Według mnie lepiej kupić na carboocie coś za funta i nie żałować, że dziecko zniszczy, niż kupować to samo za 10 i wrzeszczeć na dziecko, bo pobrudzone czy zniszczone. Z nowych całkowicie rzeczy kupiłam też mikrofalówkę za 2 funty.” Przyznać jednak należy, że tej niedzieli było w czym wybierać. Najwięcej było artykułów dla dzieci: ubranka – 10p sztuka, wózki – 10-20 funtów, w zależności od stanu.

Poza tym sprzęt RTV od 10 funtów za wieżę, 15 za 24 calowy telewizor, a zestaw kina domowego mógł zmienić właściciela za całe funtów 40. Jednak największe wrażenie na mnie zrobił tron. Pewnie nie był on najprawdziwszy, królewski, ale za to bogato zdobiony, drewniany i za zupełną darmochę – jedyne 500 funtów.

Nie tylko bazary

Drugim miejscem, gdzie można zrobić tanie zakupy, są charity shops. Tak jak car boot sell różni się od polskiego pchlego targu, tak sklepy z używaną odzieżą w Anglii to nie to samo, co second hand-y w Polsce, gdzie często stoi jedno wielkie pudło i gdzie można wygrzebać sobie jakieś pół kilo płaszcza. W charity shops oprócz odzieży są również książki, płyty, porcelana, buty oraz wiele innych rzeczy.

Przyznać trzeba jednak, że ceny są tam wyższe niż na car boot-ach, ale wciąż jest tanio. Anna jest wielką miłośniczką takich zakupów. „Odkąd przyjechałam tu w 2009 roku, zakupy w takich sklepach stały się moją pasją. Uwielbiam klimat starej Anglii, a właśnie w takich sklepach można natknąć się na prawdziwe perełki.

Ostatnio upolowałam prześliczną pozytywkę za jedyne 2 funty, do tego mnóstwo starych pięknie oprawionych książek i prawdziwe cacko wiszący zegar z 1923 roku za jedyne 40 funtów. W naszym domu pełno jest staroci, które wynajduję w takich sklepach to tak, jakbym kupując te rzeczy zabierała do domu kawałek historii tego kraju.

Czasem, jak każda kobieta, obawiam się, czy nie wydaję za dużo, ale, gdy spojrzę na e-bay i widzę, że serwis na 12 osób, który właśnie kupiłam za 30 funtów, kosztuje 200 dolarów, to aż człowiekowi miło na duszy się robi.” Szał zakupów w tanich sklepach dopada Polki bez względu na wiek. Wydawać by się mogło, że w charity shop-ach można kupić tylko „babcine ubrania”, ale, że tak nie jest, przekonują w sieci nasze bardzo młode rodaczki.

„Ostatnio kupiłam w sklepie z używaną odzieżą piękne kolczyki – chwali się Justysia na swoim video blogu – Te same kolczyki w normalnym sklepie kosztują 12 funtów, ja zapłaciłam 1 funta.” Alina, która wybiera się właśnie na zakończenie roku, pokazuje w szkole spódnice, bluzki, sukienki,  wszystko dobrej marki i wszystko kupione za grosze, ups wypadałoby powiedzieć za pensy.

Ewelina jest za to specjalistką od torebek dobrych marek kupowanych za nieduże pieniądze. Filmików prezentujących zakupowe zdobycze jest w sieci naprawdę dużo i cieszą się ogromnym powodzeniem (średnio ogląda je kilka tysięcy internautów).

Przez lata Polacy przyzwyczajani byli do oszczędzania. W czasach, gdy brakowało wszystkiego, starsze pokolenie musiało się nauczyć polowania na okazje. Ten nawyk pozostał i wielu rodziców nauczyło tego swoje dzieci. Teraz te dzieci będąc na emigracji wyznają bardzo prostą zasadę: „po co wydawać więcej, jeśli można wydać mniej”.

Kupowanie w charity shop-ach czy na car boot sell-ach nie jest już  oznaką braku pieniędzy, kupowanie w takich miejscach stało się modne lub, jak to mówi młode pokolenie, trandy i cool. By obraz tanich zakupów był pełny, należy dodać jeszcze jedną informację. Jak podkreślały wszystkie panie, z którymi rozmawiałem, trzeba znać umiar, bo TAKIE ZAKUPY UZALEZNIAJĄ JAK NARKOTYK.

Cezary Niewadzisz

Podobne artykuły

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked with *